„Antropologia codzienności” to zbiór, jak mówi autor, „raportów” o kulturze polskiej ostatnich trzech dziesięcioleci i zapis zmian, jakie się w niej dokonywały i dokonują. A raporty to swoiste: Sulima obserwuje bowiem z iście reporterskim zacięciem, jak zmienia się życie i obyczajowość jego sąsiadów w jednej z warszawskich dzielnic i jak stopniowo wnikają „wzory kultury konsumpcjonistycznej do polskiego, wciąż jeszcze żytnio-ziemniaczanego pejzażu”. Sulimę interesuje konkret: to, jak zmieniła się funkcja pracowniczych ogródków działkowych wkomponowanych między warszawskie blokowiska, symbolika porzuconych i podpalonych Syrenek, fenomen inskrypcji o Józefie Tkaczuku – woźnym w jednej z podstawówek, rozsławionym przez autorów graffiti. Wdzięcznym tematem są zarówno spontaniczne libacje na świeżym powietrzu wypełniające czas „niebieskim ptakom” z Saskiej Kępy jak i rytualne wyprawy do hipermarketów.
I to właśnie szkic o nowych przybytkach konsumpcji najlepiej opisuje nowy styl życia już z czasów III Rzeczypospolitej. Oto bowiem stopniowo żegnamy się z atmosferą bazarów i sklepików, bliskimi związkami między nabywcą i sprzedającym, codziennymi zakupami w sąsiedztwie. Dopowiedzieć można zresztą, że taką lokalną ludzką skalę zakupów niedługo będziemy znać już tylko z filmów takich jak „Dym” czy „Brooklyn Boogie”. Hipermarkety nie tylko wygrały bitwę o handel, ale stały się symbolami „nowego”, gigantycznymi świątyniami i pałacami obfitości. Towary migają niczym obrazy na teledysku, wózek staje się na kilka godzin naszym pojazdem i zarazem tarczą, którym odgradzamy się od innych klientów, ze sklepu wyjeżdżamy przepasani „wstęgą konsumpcji” – kasowym wydrukiem będącym świadectwem naszej aktywności.