Przez ostatnie lata polski rynek motoryzacyjny wydawał się workiem bez dna, z którego na wyścigi czerpali sprzedawcy samochodów oraz fiskus inkasujący coraz wyższe podatki. Okazało się jednak, że dno istnieje. Ku rozpaczy producentów i handlowców od początku roku sprzedaż nowych aut gwałtownie spada. Czyżby rynek nie wytrzymał kolejnych obciążeń podatkowych? A może zaspokoiliśmy już nasze samochodowe apetyty?
Maj to tradycyjnie okres samochodowych żniw – wakacje coraz bliżej, kto może, kupuje nowe auto. Handlowcy rokrocznie mają w tym miesiącu rekordowe wyniki sprzedaży. Dlatego i tym razem z nadzieją wyglądali klientów, kusili promocjami. Łudzono się, że mniejsze zainteresowanie od początku roku to zjawisko przejściowe, echo rynkowej paniki, która w ostatnich miesiącach 1999 r. skłoniła wiele osób do przyspieszonych zakupów (panika była zasługą ministra finansów, który wielokrotnie zapowiadał podwyżkę podatku akcyzowego od sprzedaży aut, nie informując o jej skali i dacie wprowadzenia).
Polityka
26.2000
(2251) z dnia 24.06.2000;
Gospodarka;
s. 66