Archiwum Polityki

Auto: znowu luksus

Przez ostatnie lata polski rynek motoryzacyjny wydawał się workiem bez dna, z którego na wyścigi czerpali sprzedawcy samochodów oraz fiskus inkasujący coraz wyższe podatki. Okazało się jednak, że dno istnieje. Ku rozpaczy producentów i handlowców od początku roku sprzedaż nowych aut gwałtownie spada. Czyżby rynek nie wytrzymał kolejnych obciążeń podatkowych? A może zaspokoiliśmy już nasze samochodowe apetyty?

Maj to tradycyjnie okres samochodowych żniw – wakacje coraz bliżej, kto może, kupuje nowe auto. Handlowcy rokrocznie mają w tym miesiącu rekordowe wyniki sprzedaży. Dlatego i tym razem z nadzieją wyglądali klientów, kusili promocjami. Łudzono się, że mniejsze zainteresowanie od początku roku to zjawisko przejściowe, echo rynkowej paniki, która w ostatnich miesiącach 1999 r. skłoniła wiele osób do przyspieszonych zakupów (panika była zasługą ministra finansów, który wielokrotnie zapowiadał podwyżkę podatku akcyzowego od sprzedaży aut, nie informując o jej skali i dacie wprowadzenia).

Słońce przygrzeje, klienci wrócą, nadrobimy straty – pocieszano się. Choć maj był wyjątkowo upalny, salony świeciły pustkami. Kiedy podliczono wyniki, powiało grozą: w stosunku do ubiegłorocznego maja sprzedaż była o ponad 25 proc. niższa. W skali rocznej spadek już osiągnął ponad 11 proc. Pesymiści prorokują, że do końca 2000 r. rynek skurczy się o 20 proc.

Co się stało? Wszystkie firmy handlujące autami są wyjątkowo zgodne – to skutek zachłanności ministra finansów. Od początku roku już dwukrotnie został podwyższony podatek akcyzowy, w styczniu o dwa procent i w połowie kwietnia o kolejne dwa. Tak dużego obciążenia sprzedawcy nie potrafili sami zamortyzować, ceny musiały wzrosnąć. Przekroczona została granica wytrzymałości rynku i to doprowadziło do załamania. Najbardziej ucierpiały samochody tanie, dotychczas często kupowane – Daewoo Tico i Lanos, Fiat Siena i 126, Opel Astra Classic, Skoda Felicia.

Nabywcy naszych samochodów, zwłaszcza Astry Classic, to osoby rozważne, liczące się z pieniędzmi – wyjaśnia rzecznik General Motors Poland Zbigniew Lazar. – Zanim zdecydują się na zakup, dokładnie wszystko przeliczają. Dla nich wzrost ceny o tysiąc złotych może być na tyle istotny, że wstrzymają się z zakupem.

Polityka 26.2000 (2251) z dnia 24.06.2000; Gospodarka; s. 66
Reklama