O tym, że chcą się pozbyć Pasternaka, wiadomo było u marszałka województwa od chwili, kiedy Wojewódzki Urząd Pracy przeszedł pod skrzydła samorządowe. Mówiono krótko: Grubego trzeba załatwić, bo się stawia. – Adam Pawluś, dyrektor urzędu marszałkowskiego, powtarzał głośno, że musi wykończyć Pasternaka i wiedzieliśmy, że tak się stanie, bo to jego hobby – opowiadają urzędnicy. Wilka postrzegano jako człowieka drużyny Pasternaka, więc jego odejście było w tej sytuacji oczywiste. A Fedyny pozbyto się, kiedy wyedukował nową szefową. Przestał być potrzebny. Zaczął zagrażać, bo za dużo wiedział.
Jacek Pasternak żartuje, że otrzymał szansę praktycznego sprawdzenia, co wie o bezrobociu. Musiał wypełnić kwestionariusz, zarejestrować się jako bezrobotny, stanąć w kolejce po zasiłek. Czy przeżył szok? Z pewnością nie aż taki, jak ktoś, kto styka się z bezrobociem po raz pierwszy.
Misjonarze
Pasternak trafił na front walki z bezrobociem w 1990 r., zmobilizowany przez Solidarność. Postawił wojewodzie (jeszcze ze starego rozdania) warunek: będzie samodzielny w decyzjach i apolityczny. Wtedy poznał swego późniejszego zastępcę Romana Fedynę, wówczas wiceszefa wydziału przemysłu i zatrudnienia w urzędzie wojewódzkim. Fedyna pokazał mu, jak się ten wydział kręci. – Nie wstydzę się do tego przyznać. Roman po prostu wiedział wszystko o rynku pracy, znał pracodawców, związkowców, strukturę zatrudnienia i obszar ukrytego bezrobocia – mówi Pasternak. Szybko się dogadali; byli rówieśnikami, rocznik 1952. Pasternak po prawie administracyjnym na UMCS, Fedyna inżynier po Politechnice Rzeszowskiej z trzynastoletnim stażem w administracji.
– Jacek mi zaufał, a ja zaufałem jemu. Postanowiliśmy stworzyć dobry zespół, opracować system sprawnego działania, przygotowany na nadchodzące zmiany – wspomina Fedyna.