Archiwum Polityki

Masakra przed wzgórzem Lassoty

Zakończony 13 maja w Krakowie 37 Studencki Festiwal Piosenki spotkał się z bardzo ciepłymi ocenami. Podkreślano, że po latach kryzysu, pojawili się ciekawi wykonawcy, jury miało problem nadmiaru bogactwa. Chwalono zgoła „niestudencką” organizację. W dużej mierze to zasługa dwójki maniaków. O piosenkarzu Mariuszu Lubomskim Piotr Bałtroczyk powiedział, że jest rottweilerem piosenki studenckiej. Agnieszkę Odorowicz i Jacka Wilczyńskiego można by w takim razie określić mianem bullterierów animacji kultury.

„Masakra” – to słowo najczęściej można usłyszeć w ich ustach. Przyszło na koncert dwa razy więcej ludzi, brakuje dostawek – masakra. Wszyscy naraz wycofują się ze swoich zobowiązań – masakra. Elektrycy spili się, źle podłączyli kable, te skwierczą – masakra. Właśnie układają się do snu po trzech nieprzespanych nocach, kiedy o siódmej rano dzwoni artysta, że może by tak skręcić jakąś imprezę – masakra.

Obydwoje rocznik 1974. On krakus, ona córka leśniczego z Jury. Poznali się na II roku Akademii Ekonomicznej. W zasadzie to wtedy Jacek usłyszał o Agnieszce. Kandydowała do samorządu i z właściwą sobie, nazwijmy to, bezpośredniością wystartowała pod hasłem „Masz kłopoty z myśleniem? Zostaw to innym”. Podobny slogan najpewniej utopiłby ją w wyborach do Sejmu, ale na krakowskiej uczelni zebrała najwięcej głosów.

Agnieszka skończyła ognisko muzyczne, grała na fortepianie, więc wymyśliła, że zrobią konkurs muzyki poważnej dla młodych. Był tylko jeden problem: kompletnie nie mieli pieniędzy. Postanowili więc, że zwycięzca musi dostać dyplom z wielkim nazwiskiem. Zgłosili się do Krzysztofa Pendereckiego. Miał terminy zajęte na pół roku naprzód, ale wybłagali, żeby ich przyjął. Ich entuzjazmem zaraził się rektor krakowskiej Akademii Muzycznej. Razem wybrali się do kompozytora. Artyście spodobał się pomysł konkursu młodych zespołów kameralnych jego imienia, ale w czasie rozmowy zadał dość istotne pytanie: – A pieniądze macie? – Mamy – odparła Agnieszka bez zmrużenia oka.

Zważywszy że żaden bank nie wiedział o tym, iż finansuje nowy przegląd, zaczęło się szukanie pieniędzy. Druki firmowe przygotowywali z przyjaciółmi na własnych i pożyczonych komputerach, każdy niemal na innym, inną czcionką.

Polityka 21.2001 (2299) z dnia 26.05.2001; Kultura; s. 62
Reklama