Gdy Franciszek Walicki, obwołany ojcem polskiego rock and rolla, przed dwoma laty organizował wystawę poświęconą początkom tej muzyki w Polsce, gdyńskie centrum Gemini wypełniły archiwalne plakaty, instrumenty młodzieżowych idoli lat 60., sprzęt z legendarnego sopockiego klubu Non Stop, pocztówki dźwiękowe. Na pierwszym planie tego jurajskiego parku polskiego rock’n’rolla stała jednak oklejona kolorowym skajem walizeczka. W dolnej jej części zainstalowany był talerz pod płyty, ramię, kilka przycisków i pokręteł, a w pokrywie – głośnik. Tylko tyle i aż tyle – gramofon Bambino.
– To symbol tamtych czasów – śmieje się dziś 85-letni Franciszek Walicki. – Z jakimi wypiekami na twarzach odsłuchiwało się rock and rolla i jazzu ze zdobywanych mozolnie płyt czy pocztówek dźwiękowych.
Opowieść o Bambino to opowieść o epoce, gdy motorem działania miały być „nie bodźce materialnego zainteresowania, ale chęć odbudowy kraju i tworzenia nowego jutra” – jak pisano w oficjalnych wydawnictwach. I o czasie, gdy hasło „rock’n’roll” trzeba było zastąpić nie budzącą imperialistycznych skojarzeń nazwą „bigbit” (co też było autorskim pomysłem Walickiego).
W połowie lat 60. polska młodzież grała w 2 tys. zespołów mocnego uderzenia. Franciszek Walicki ma rację, przyznając gramofonowi Bambino, który pojawił się na rynku w 1963 r., splendor narzędzia sprawczego muzyczno-kulturowej rewolucji.
Syrenka za patent
Na centralnym budynku dawnych Łódzkich Zakładów Radiowych Fonica przy ul. Wróblewskiego 16/18 widnieje dziś szyld Michalczyk i Prokop. Dla produkującej Bambino Foniki koniec PRL był początkiem końca jej samej. Skończyły się zamówienia zbrojeniówki, zaczęła konkurencja rynkowa.