Archiwum Polityki

Ściąganie ścigane

Początek roku akademickiego to również sezon obrony prac dyplomowych. Nastał czas próby dla rzeszy studentów przedstawiających prace, których nie są autorami. Większości z nich uda się uzyskać niezasłużony tytuł za pomocą Internetu. Ale też dzięki Internetowi coraz łatwiej będzie ich złapać.

Aż dziw bierze, że powstają jeszcze prace pisane samodzielnie. Dziś student prowadzący rzetelne badania traktowany jest niemal jak żyjąca skamielina. Po co się przemęczać, w pocie czoła formułować tezy i wnioski, szukać dowodów? O tym, że lepsze, prostsze i efektowniejsze jest przepisywanie fragmentów książek i opracowań kolegów, studenci wiedzą nie od dziś. Jednak te tradycyjne metody mają swoje wady – istnieje spore prawdopodobieństwo, że promotor będzie znał źródło zapożyczenia. A i wyszukiwanie właściwych fragmentów, a następnie przepisywanie ich zabiera sporo czasu. Coraz częściej bibliotekę zastępują zasoby Internetu, a wyszukanie interesujących nas fragmentów za pomocą Google czy Altavista i wklejenie ich do własnej pracy to już kwestia sekund. Ryzyko, że promotor natrafi na tę samą stronę, jest dość niewielkie, bo przecież nikt nie jest w stanie przeszukać całej sieci.

A jeśli nawet klikanie myszką jest dla studenta zbyt pracochłonne, pracę może po prostu kupić. Najtańsze są prace z odzysku, obronione już na innej uczelni. Za pośrednictwem portalu www.studenci.pl nabędziemy gotową pracę z informacją, na jakiej uczelni została przedstawiona do obrony za jedyne 299–399 zł (ze zniżką studencką) + koszty wysyłki. Prowadząca serwis firma Aquarius zastrzega, że osoby prywatne to zaledwie niewielka część ich klientów. W serwisie www.magister.com.pl znajdziemy informację, że „zamówione prace są jedynie wzorem służącym celom informacyjnym”. Tylko który student płacąc 300 zł zechce poprzestać na studiowaniu pracy kolegi? Inne serwisy oferują gotowce nawet za 200 zł. Prace dyplomowe („przykładowe”) można też znaleźć w popularnych serwisach aukcyjnych.

Polityka 39.2006 (2573) z dnia 30.09.2006; Społeczeństwo; s. 90
Reklama