Archiwum Polityki

Pytanie bez odpowiedzi

Jak wiadomo, ulice polskich miast nie są bezpieczne, ale jak donosi prasa, istnieje szansa, że wkrótce sytuacja jeszcze się pogorszy. Otóż powstała koncepcja, aby patrolowali je członkowie elitarnych oddziałów antyterrorystycznych – ludzie znani z niezwykle poważnego podejścia do swojej pracy. Zdaniem komendanta głównego policji świetnie się sprawdzili w tej robocie już podczas próby w lutym tego roku. Przez pięć tygodni setka antyterrorystów skontrolowała 113 niebezpiecznych miejsc, wylegitymowała tyle samo osób, przeprowadziła 61 interwencji, sprawdziła tuzin podejrzanych samochodów. Jak przyznał w mediach jeden z wiceministrów spraw wewnętrznych, byłby to dla nich „element utrzymania kontaktu z rzeczywistością”.

Inicjatywie trzeba przyklasnąć, bo jak wiadomo, nie ma nic gorszego niż uzbrojony i potrafiący zabijać gość, który utracił kontakt z rzeczywistością (swoją drogą do patrolowania ulic można by również skierować cierpiących na tę samą przypadłość polityków). Antyterroryści nie kryją, że chcieliby za patrolowanie ulic ekstrapieniędzy, co najlepiej świadczy o tym, że kontakt z rzeczywistością już stracili. Niewątpliwie warto zafundować im terapię, w wyniku której nawiążą go ponownie, pytanie tylko, czy koszty społeczne nie będą za duże. Ciekawe, że sami zainteresowani na ulice wyjść się boją, twierdząc, że w ogóle nie są do tego przygotowani. Jak przyznaje jeden z funkcjonariuszy reporterce „Dziennika”, on i jego koledzy nie ćwiczą legitymowania i nie wkuwają kodeksu wykroczeń. – Mamy zupełnie inną technikę pracy. Najpierw rzucamy na ziemię, strzelamy, a potem pytamy o nazwisko.

To bardzo ciekawa technika. Sęk w tym, że w wyniku takiej interwencji pytany zwykle nie jest już w stanie udzielić żadnej odpowiedzi.

Polityka 39.2006 (2573) z dnia 30.09.2006; Fusy plusy i minusy; s. 109
Reklama