Dyplom podobnie jak niegdyś tytuł szlachecki staje się dobrem dziedziczonym po rodzicach. Potoczne obserwacje (urzędowe statystyki nie uwzględniają już kryterium pochodzenia społecznego studentów) znalazły potwierdzenie w reprezentatywnych badaniach socjologicznych. Hanna Gulczyńska i Ewa Świerzbowska-Kowalik przyjrzały się biografiom dwóch tysięcy młodych ludzi – studentów II roku każdego typu studiów w różnych uczelniach. Zestawiły dotychczasowy przebieg edukacji – wybór szkoły średniej, uczelni i typu studiów – z sytuacją rodzinną, opisywaną poprzez wykształcenie rodziców, poziom rodzinnych dochodów i miejsce zamieszkania przed podjęciem studiów. Wszystkie porównania dowiodły, że drogi edukacyjne młodzieży rozpoczynającej studia w końcu dekady lat 90. zostały zdeterminowane przez status wykształcenia rodziców.
Dzieci osób z wykształceniem podstawowym czterokrotnie rzadziej podejmowały naukę w szkołach wyższych niż potomstwo osób legitymujących się dyplomem wyższej uczelni. Natomiast ich szanse na podjęcie studiów stacjonarnych były prawie dziewięciokrotnie mniejsze! Posiadanie rodziców z wykształceniem zasadniczym zmniejszało szanse na podjęcie studiów stacjonarnych ponadczterokrotnie, a ze średnim – dwukrotnie. Poziom wykształcenia rodziców określał również możliwości wyboru uczelni, trybu i poziomu studiów. Im niżej wykształceni rodzice, tym mniejsza swoboda wyboru, czyli tym częściej młodzi ludzie podejmowali studia mniej wartościowe: w trybie zaocznym, na poziomie zawodowym, kończące się dyplomem licencjata. Uczyli się w nowo powstałych szkołach wyższych, zlokalizowanych w niewielkich miastach, pozbawionych tradycji akademickich. Jeśli były to studia odpłatne – jednocześnie pracowali, aby zarobić na czesne i utrzymanie. Ci studenci, którzy dzięki dyplomowi najbardziej „przeskoczą” środowisko pochodzenia, liczyli w znacznie większym stopniu niż pozostali na swoje ambicje, zdolności i konsekwencję w pracy.