Każdy dolar na baryłce w górę czy w dół oznacza o 3 grosze droższy lub tańszy litr benzyny w polskich stacjach, a zarazem przesądza, czy 25 mln dolarów dziennie przepłynie do kas krajów eksportujących ropę, czy pozostanie w krajach importujących. Dlatego wiedeńskie spotkanie obserwowano we wszystkich krajach świata z zapartym oddechem. Wprawdzie OPEC (kartel państw eksportujących ropę naftową) nie jest już nieobliczalny jak za swoich młodych lat i nie podejmuje decyzji, które całą gospodarkę światową mogłyby popchnąć na skraj przepaści. Ale nawet małe kroczki w niewłaściwym kierunku będą miały daleko idące konsekwencje.\t
Po wiedeńskim spotkaniu ogłoszono, że decyzja o obniżeniu produkcji o półtora miliona baryłek dziennie została podjęta jednogłośnie. To możliwe, mówią eksperci, chociaż dotychczas prawie niespotykane. Kraje OPEC łączy tylko to, że eksportują ropę. Wszystko poza tym je dzieli: jest tam rewolucyjna Libia i konserwatywna Arabia Saudyjska, chrześcijańska Wenezuela i muzułmański Irak, bogaty Kuwejt i biedna Algieria. Zawsze dotychczas kłóciły się zawzięcie, podejmowały z trudem decyzje i natychmiast, znęcone rosnącą ceną, wyłamywały się ze wspólnego frontu, potajemnie przekraczając ustalony dla siebie limit wydobycia. Tym razem, zapewniają, będzie inaczej.
Broń rynkowa i broń sowiecka
Organizacja Państw, OPEC, narodziła się z desperacji biednych krajów, którym potężne koncerny naftowe narzucały poziom wydobycia i ceny: czterdzieści lat temu baryłka ropy kosztowała 1,80 dolara, tak tanio, że nie warto było konstruować sprawniejszych samochodów, budować ciepłoszczelnych domów, szukać innych źródeł energii. Przedstawiciele pięciu państw eksportujących ropę (Arabia Saudyjska, Kuwejt, Irak, Iran i Wenezuela) spotkali się we wrześniu 1960 r.