Archiwum Polityki

Tuman hula po Gruszkach

Przez wiele kwietniowych i majowych tygodni w Polsce (wyłączywszy nieco zachodnich i południowych obrzeży) nie spadł obfity deszcz. W dzień uprawy na polach i w sadach paliło słońce, za to w nocy niszczył je przymrozek. Choćby teraz zaczęło nawet lać jak z cebra, stało się: wymarzły zboża, wyschły łąki, spłonęły hektary lasów. Prognozowana katastrofa w rolnictwie powoli staje się faktem. Rolnikom puszczają nerwy, samorządowcy i związkowcy coraz głośniej domagają się ogłoszenia stanu klęski żywiołowej.

Złe przeczucie Janina Andrukanis z Gruszek (Suwalszczyzna) miała już wtedy, gdy bociany na swojej stodole zobaczyła w tym roku o cały miesiąc wcześniej. I prawdę mówiąc dziwne były one jakieś, biedaki, bo na gniazdo siadały z góry, pionowo, a nie poziomo nadlatując jak Pan Bóg przykazał. – Czy to oni takie chude, że je wiatr unosi? – spekulowała Janina Andrukanis, a razem z nią wielu gospodarzy z Gruszek, a nawet ci od Suwałk i Augustowa.

W Gruszkach już w marcu chodziło się „bosemu”. Nic dobrego z tego być nie mogło. – No i żeby w kwietniu bąki byli? Jak świat światem! Oni zawsze lipiec, sierpień – kręci głową Janina Andrukanis. Porządny deszcz nie spadł w Gruszkach od zimy. Ziemia leży omdlała, dyszy, pić chce. Zawsze dotychczas podmokłe, bagniste łąki schną na wiór, żółkną, źdźbła tracą soki. Krowy nie chcą ich żreć. Obejście Janiny Andrukanis suchutkie jak przypalony placek na patelni. – Jak tu zielono było odkąd pamiętam. Teraz wszyściutko wyskubane, nie chce odrastać.

Po podwórku hula siwy tuman. Tuman świszcze po polach i na drodze do Rubcowa. Cała Suwalszczyzna tonie w pyle i kurzu. Wiatr wymiata z ziemi to co najlepsze. Zostaje jałowy piach. Kiedy Gruszki wyszły na pole sadzić buraki, jeden w tym piachu robił kijem bruzdę, a drugi od razu lał kubkiem wodę z beczkowozu. Andrukanisowie buraków na zimę jeszcze nie posiali. I już nie posieją. – Beczkowozu nie ma, a jak wiadrami wodę w pole nosić? – pytają.

Postęp się cofa

Drugiego maja, kiedy Gruszki, Rudawka, Rubcowo czekały na deszcz, przyszedł mróz. Przy samej ziemi do minus ośmiu. Nawet porządnego szronu nie było, bo żeby był szron, musi być rosa, a skąd ma być rosa, kiedy wilgoci w ziemi jak na lekarstwo?

Polityka 22.2000 (2247) z dnia 27.05.2000; Kraj; s. 20
Reklama