Archiwum Polityki

Samotność krytyka

Rozmowa z Marcelem Reich-Ranickim, liderem niemieckiej krytyki literackiej, autorem bestsellera „Moje życie”

Urodził się pan we Włocławku, w 1920 r., do Niemiec wyjechał pan w wieku dziewięciu lat i do 18 roku życia przeczytał pan praktycznie całą klasykę niemiecką. Dlaczego nie polską?

W życiu człowieka decydujące są lata dojrzewania. Literatura, którą wówczas się czyta, pozostawia najgłębsze, najbardziej trwałe ślady. Przybyłem do Berlina mając 9 lat, znając oba języki, polski wówczas nawet lepiej niż niemiecki. Chodziłem do renomowanego gimnazjum, w którym zacząłem bardzo szybko i bardzo dużo czytać. Było to związane z sytuacją Żyda w hitlerowskich Niemczech. W szkole byłem traktowany przyzwoicie, sprawiedliwie, ale wraz z innymi żydowskimi kolegami nie braliśmy udziału w szkolnych wycieczkach, zabawach, uroczystościach. Miałem więc dużo czasu, który poświęciłem lekturze. Czytanie sprawiało mi przyjemność.

Czyli lektura jako środek przeciw izolacji?

Dla mnie była to niezwykle trudna sytuacja. Cała klasa przecież, poza nami, żydowskiego pochodzenia, brała udział w politycznych zdarzeniach, wszyscy niemieccy koledzy szkolni byli w Hitlerjugend. Między nami była wielka przepaść. Cały swój wolny czas poświęcałem lekturze, z niemieckiego byłem najlepszy w klasie. Z mojego hobby wyrósł potem mój zawód.

W 1938 r. został pan deportowany przez nazistów do Polski. Powrócił pan do kraju, którego pan nie znał, który był panu obcy, na który patrzył pan niechętnie.

To prawda, do Polski nie przyjechałem dobrowolnie. Polska była mi bardzo obcym krajem, polskim władałem źle. Nie znałem polskiej literatury. Mój brat miał przyjaciela, który chciał ze mną po niemiecku konwersować. W zamian uczył mnie historii polskiej literatury. Czytałem dużo i szybko spostrzegłem coś, w co wierzę i dzisiaj: najlepsze co polska literatura stworzyła to liryka.

Polityka 22.2000 (2247) z dnia 27.05.2000; Kultura; s. 52
Reklama