Ewa Winnicka: – Porównuje pan często rzeczywistość do akwarium z rybkami, a dokumentalistę do obserwatora. Żeby zobaczyć, jak naprawdę wygląda życie w akwarium, trzeba nim poruszyć. Żeby zobaczyć, jak wychynie rybka schowana w piasku, jak przemknie między roślinami. Żeby dojrzeć maleńkie śmieci na dnie akwarium. W pana dokumentach często pojawia się postać, która spełnia rolę owego medium. Rozmawia z bohaterami, otwiera ich, pomaga odkryć prawdę. Czy ukrycie kamery za plecami posłanki Beger, która chce się sprzedać klubowi PiS za wysokie stanowisko i weksle, mieściłoby się w teorii wstrząśniętego akwarium?
Marcel Łoziński: – Oczywiście, że nie! Potrząsanie akwarium ma pomóc w rozpoznaniu tych elementów rzeczywistości, o których wiemy, że istnieją na pewno, a które mogą się nie ujawnić w chwili, kiedy stoimy przed akwarium z kamerą i mikrofonem. To, co stało się w Sejmie, to banalna prowokacja, a nie wstrząśnienie. Do akwarium został wrzucony głaz. Szkło rozbite, ryby zdechły, roślin już nie ma, piasek zapaskudził wszystko wokół. Nigdy nie posługuję się prowokacją.
Czy poznanie języka, jakim robi się politykę, albo sceny handlu stanowiskami nie były warte rozbicia akwarium?
Kiedy premier mówi publicznie o swoim zastępcy: warchoł, a Lepper odpowiada mu: to chamstwo – nie może być już żadnej niespodzianki. Przecież szło tylko o rozbicie sceny politycznej, która nikomu nie była wygodna. Banał.
Pana film „Jak to się robi” o produkcji polityków w Polsce przyciąga na festiwalach tłumy. Film odziera zwykłego człowieka z tlących się jeszcze wstydliwych złudzeń, że celem polityki w wolnej Polsce może być realizowanie wartości. Były wicepremier z frazesami o dobru ojczyzny na ustach obiecuje złote góry człowiekowi z ulicy, o którym w życiu nie słyszał, którego jedyną zasługą jest to, że porównuje Leppera do Jana Pawła II.