Jest najpopularniejszym ministrem w rządzie Jerzego Buzka (32 proc. poparcia według OBOP), wyprzedza samego szefa gabinetu. Nieomal nie ma dnia, by nie pokazał się w kilku telewizjach, nie otworzył konferencji, nie zganił któregoś ze swoich lub cudzych podwładnych, nie pogroził przestępcom i ich obrońcom. Jedni biją przed nim pokłony, inni uważają za populistę, którego głównym zadaniem jest poprawa tanim kosztem marnego wizerunku AWS. Nie brak i takich, którzy twierdzą, że firma Bracia Kaczyńscy dostała po prostu nową posadę, zresztą zgodnie z wymyśloną przez siebie zasadą – TKM.
Kariera Lecha Kaczyńskiego zawiera w sobie liczne paradoksy i zwroty akcji. Niby w cieniu brata Jarosława, to Lech jednak obejmował ważne stanowiska: był szefem NIK, teraz jest ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym, kandydował na prezydenta pięć lat temu. Prawica od wielu lat prezentuje go szerokiej publiczności jako męża stanu, dla którego nie ma w kraju za wysokiej funkcji.
Jarosław Kaczyński nie może pochwalić się podobnymi osiągnięciami, a mimo to uważa się, że to on gra pierwsze skrzypce w tym duecie.
Polityka
51.2000
(2276) z dnia 16.12.2000;
Kraj;
s. 28