Archiwum Polityki

Prasa i sprawiedliwość

„Oni tu są. Niech przestaną kłamać!” – krzyczał Michał Kamiński do kilku tysięcy zgromadzonych pod Pałacem Kultury zwolenników PiS, gdy media podały szacunkową liczbę uczestników wiecu mniejszą od liczby zgromadzonych na placu Zamkowym zwolenników Platformy i znacznie mniejszą od wcześniejszych partyjnych zapowiedzi. Kiedy poseł pokazał ustawione na placu kamery, tłum zwrócił się w stronę dziennikarzy. Wyciągnięte ręce zaczęły zasłaniać obiektywy. Ktoś krzyczał, że telewizja kłamie. Wiele nie brakowało, żeby ten tłum ruszył.

Był to ważny sygnał. Znak, że w stosunkach z mediami PiS przeszedł do fazy otwartego konfliktu. Do tej pory liderzy PiS kluczyli. Raz atakowali, a raz uwodzili. Jedni próbowali podporządkować sobie media, a inni starali się ich umiejętnie używać. Michał Kamiński należał do drugiej grupy. Gdy wkrótce po wyborach Jarosław Kaczyński ogłosił, że w Polsce nie ma wolnych mediów i wezwał dziennikarzy, żeby się zbuntowali przeciwko swoim szefom, Kamiński łagodził. Mogło się nawet wydawać, że górę wzięła pragmatyczna opcja: PiS skupił się na przejęciu mediów publicznych i dał spokój prywatnym, które odegrały bardzo ważną rolę w obaleniu eseldowskich rządów.

Teraz ten sam Kamiński, dotąd dbający o dobre kontakty w redakcjach, zaprzyjaźniony z wieloma ludźmi mediów, przez dziennikarskich równolatków poufale nazywany Misiem, szczuł przeciw nim tłum partyjnych fanów. To znak, że skończyło się uwodzenie. PiS najwyraźniej uwierzył, że – jak to powiedział Giertych – „nie doczeka się pochwał ze strony liberalnych mediów”, więc postanowił je niszczyć. Skończyła się faza lokalnych incydentów, czyli starć z pojedynczymi redakcjami czy dziennikarzami. Zaczęła się wojna totalna z tymi, których władza nie zdążyła sobie podporządkować.

PiS nie jest pierwszą rządzącą w Polsce partią, która mając kłopoty z mediami próbuje z nimi walczyć. Od 1989 r. każdy rząd na początku i na końcu swego funkcjonowania mniej albo bardziej słusznie i mniej czy bardziej intensywnie narzekał, że media mu przeszkadzają, fałszują rzeczywistość, robią z igły widły i sprzyjają jego przeciwnikom. Walki z mediami żaden rząd nie umieścił jednak na sztandarach. Oskarżenia o związki mediów z tajnymi służbami też nie są niczym nowym. Dotychczas dotyczyły one jednak pojedynczych redakcji albo dziennikarzy.

Polityka 41.2006 (2575) z dnia 14.10.2006; Temat tygodnia; s. 23
Reklama