Archiwum Polityki

Do krwi ostatniej

Niewykluczone, że w walce z syndykiem mieszkańcy osiedla Starosielce sięgną po broń ostateczną – klątwę. Raz już, w carskich czasach, pomogła.

O O tym, że w związku z wkroczeniem agresywnego kapitalizmu na białostockie osiedle Starosielce wybuchnie problem społeczny, Lucyna Bagnowska informowała już w kwietniu. Niestety, bez skutku. Kilka miesięcy później nieludzki syndyk Łuka sprzedał Starosielce firmie deweloperskiej, pogrążając 349 rodzin w rozpaczy.

Nieludzkość syndyka Łuki u nikogo na osiedlu Starosielce wątpliwości nie budzi. – Zamiast unieważnić przetarg lub wybrać naszą ofertę, przehandlował mieszkania z nami w środku, jakbyśmy byli starymi tapczanami – mówi pani Lucyna.

Problem Starosielc zarysował się, gdy w 1997 r. upadające Kolejowe Zakłady Konstrukcji Stalowych i Urządzeń Dźwigowych wraz z zakładowym osiedlem kupił Mostostal Gdańsk. Powody, dla których to zrobił, są dla Krzysztofa Obłockiego, byłego przewodniczącego rady zakładowej, jasne. – Obawiali się konkurencji, dlatego kupili nas, żeby zniszczyć. Taką mieli koncepcję.

Prawdopodobnie właśnie na wieść o tej transakcji, powiada Obłocki, wieloletni dyrektor zakładów pan Makara dostał zawału i umarł. I to był symboliczny koniec firmy, która w latach 60., 70. i 80. realizowała wielkie kontrakty na całym świecie, budowała tamę na Nilu w Asuanie i mosty w Ameryce Południowej.

Kiedy Makara odszedł, zaczęły się przepychanki, a jego następcy, delikatnie mówiąc, zawiedli. – Trzech ostatnich dyrektorów, z nadania Mostostalu, ogołociło zakład bardziej niż wojska sowieckie, które przyszły w 1944 r. Żeby spłacać długi, wywożono urządzenia i szyny, nawet te poniemieckie – powiada Obłocki, który przyglądał się temu z bliska i jest zdania, że sprawę powinien pociągnąć prokurator.

Trzy lata temu sąd ogłosił upadłość zakładów,

które zdążyły zmienić nazwę na MG Stalton SA.

Polityka 41.2006 (2575) z dnia 14.10.2006; Społeczeństwo; s. 114
Reklama