Punk rock jest ruchem, który deklarując nienawiść do pieniądza, sam stał się szybko chodliwym towarem. Dziś kolejna generacja buntowników o punkowych korzeniach pokazuje, że potrafi się sprzedać, a sztukę autoreklamy opanowała do perfekcji. Co ciekawe, te dwa odmienne oblicza ruchu punk ukazał ten sam człowiek, reżyser Julien Temple. W 1980 r., gdy na Zachodzie powoli odpływała pierwsza fala punkowej rebelii, powstał film „Wielkie rock’n’rollowe oszustwo”, opowiadający historię Sex Pistols ustami menedżera zespołu Malcolma McLarena. Tak więc, dowiadywaliśmy się z filmu, punk rock był efektem wyrachowania i skutecznej prowokacji, a spontaniczności było w nim doprawdy niewiele.
To McLaren w Londynie prowadził sklep z odjazdową odzieżą, gdzie spotykała się niepokorna młodzież. To on wymyślił nazwę kapeli. Doprowadził do podpisania pod pałacem królowej, na oczach zgorszonej publiczności, kontraktu muzycznych odszczepieńców z potentatem fonograficznym. Jego autorstwa był sławny punkowy slogan „No Future!”, oddający pesymizm młodzieży i brak widoków na przyszłość. Słowem: strategia skandalu – znana od dziesięcioleci, praktykowana w kulturze europejskiej przez modernistyczną cyganerię, a potem rozmaite awangardy – i tym razem okazała się skuteczna.
Wzmacniacz na ciężarówce
A jednak punk nie był wielkim oszustwem – odpowiada Julien Temple, który po 20 latach nakręcił „Sex Pistols: wściekłość i brud”. Tym razem nie jest to już film o ukrytych mechanizmach przemysłu rozrywkowego, ale poruszający dokument o Anglii z drugiej połowy lat 70. Czasy były niespokojne. Kryzys naftowy, recesja gospodarcza, wciąż rosnące bezrobocie.