Archiwum Polityki

Czarna owca Rzeszy

Dla Hansa-Jürgena to był wielki dzień. Do Hamburga przyjeżdżał Adolf Hitler i cała klasa miała zobaczyć führera. Do swetra dziecka przypięto małą swastykę i podniecone siedmiolatki dziarsko wymaszerowały ze szkoły. Miały jasne włosy i niebieskie oczy Aryjczyków. Tylko Hans-Jürgen miał skórę czarną jak smoła. Ale i on podziwiał nazistów.

Uwielbiałem hitlerowskie mundury i pieśni marszowe – mówi Hans-Jürgen Baetz, który teraz nazywa się Massaquoi, po swym liberyjskim ojcu. – Marzyłem o wstąpieniu do Hitlerjugend, chciałem walczyć w Wehrmachcie.

Hans-Jürgen ma teraz 73 lata, jest emerytem i jego sympatie do führera wygasły. Po wojnie otrzymał obywatelstwo amerykańskie i poszedł do wojska. W tych czasach, pod koniec lat czterdziestych, armia USA dzieliła żołnierzy według koloru skóry. – Uważam – tłumaczy Hans-Jürgen – że armia niemiecka była poniekąd uczciwsza od amerykańskiej. Niemcy po prostu oznajmili, że mnie nie chcą. Amerykanie powołali w swoje szeregi i traktowali jak kogoś gorszego. Potem jego dzieje potoczyły się nie najgorzej – został ostatecznie redaktorem naczelnym czasopisma „Ebony” („Heban”), które czytają ambitni czarni Amerykanie.

Dziadek Hansa-Jürgena, Momolu Massaquoi, był ważną figurą w Liberii i królem jednego z plemion. Aby usunąć go z kraju, przeciwnicy polityczni wysłali go z misją otwarcia konsulatu generalnego w Hamburgu. Zasłynął ze wspaniałych przyjęć. W jego salonie bywał Louis Armstrong, bokser Jack Johnson, kenijski nacjonalista Jomo Kenyatta. W ogromnym białym domu nad brzegiem jeziora Alster jeden z synów Momolu, playboy Al-Haj, spotkał niemiecką pielęgniarkę. Zabierał ją na przejażdżki w białych amerykańskich limuzynach, obsypywał prezentami. Bertha Baetz zakochała się w nim po uszy. Urodził się Hans-Jürgen.

Przez pierwsze kilka lat swego życia chłopiec żył jak książę. Biali goście byli oczarowani czarnym dzieckiem, które potrafiło recytować niemieckie wierszyki bez obcego akcentu. W 1929 r. bajka się skończyła.

Polityka 10.2000 (2235) z dnia 04.03.2000; Społeczeństwo; s. 82
Reklama