Archiwum Polityki

Bluźnierca

17 lutego 1600 r. na Campo dei Fiori spalono Giordana Bruna. Po 400 latach jego heretycka wizja mnogich światów – gwiazd słońc otoczonych rojem planet – spełniła się niemal zupełnie. Astronomowie wykazali, że wokół 30 gwiazd krążą potężne satelity, zaobserwowali kilka dopiero się formujących planetarnych dysków, wypatrzyli w końcu bezpośrednio słabiutki blask bardzo odległej planety. Droga do badań nieznanych, być może zamieszkanych, światów została otwarta.

Czym jest nasz system planetarny? Wyjątkiem czy regułą? Niepowtarzalną strukturą czy tylko jednym z wielu podobnych układów? Pytania te budziły przez stulecia zawzięte spory; wszak odnosiły się do naszego miejsca w kosmosie. Jeśli wiele planet krąży wokół wielu słońc, to, jak pisał już w III w. p.n.e. Metrodoros z Chios, „twierdzenie, że Ziemia jest jedynym zamieszkanym światem w nieskończonej przestrzeni, jest równie absurdalne jak pogląd, że na całym obsianym polu prosa może wyrosnąć tylko jeden kłos”. A jednak świat starożytny – głównie za sprawą Arystotelesa – wniósł do europejskiej świadomości przekonanie, ugruntowane przez chrześcijaństwo, o naszym wyjątkowym, centralnym usytuowaniu we wszechświecie. Dopiero rewolucja kopernikańska, przenosząc środek świata z Ziemi na Słońce, zachwiała tym poglądem.

Giordano Bruno nie był uczonym, nawet w XVI-wiecznym sensie tego słowa, nie prowadził samodzielnych obserwacji, dysponował raczej skromną wiedzą matematyczną. Był renesansowym myślicielem, poetą, który natchniony naukami kanonika z Fromborka, głosił wizję świata zdumiewająco zgodną ze współczesnymi koncepcjami naukowymi. Urodził się w 1548 r. w Noli, koło Neapolu. Mając lat 17 wstąpił do dominikanów, w 1572 r. został wyświęcony na księdza, a trzy lata później otrzymał tytuł doktora teologii.

Już w swych pierwszych dziełach pozwala sobie na swobodne interpretowanie Biblii, krytykuje doktrynę Trójcy Świętej. Duma, przykry arogancki charakter nie zjednują mu przyjaciół, lecz przyczyniają wrogów. Na wieść, że neapolitańska inkwizycja przygotowuje proces przeciwko niemu, ucieka do Rzymu, a dalej przez Siennę do Lukki, gdzie przez cztery miesiące wykłada nową astronomię.

Polityka 7.2000 (2232) z dnia 12.02.2000; Nauka; s. 80
Reklama