Czym jest nasz system planetarny? Wyjątkiem czy regułą? Niepowtarzalną strukturą czy tylko jednym z wielu podobnych układów? Pytania te budziły przez stulecia zawzięte spory; wszak odnosiły się do naszego miejsca w kosmosie. Jeśli wiele planet krąży wokół wielu słońc, to, jak pisał już w III w. p.n.e. Metrodoros z Chios, „twierdzenie, że Ziemia jest jedynym zamieszkanym światem w nieskończonej przestrzeni, jest równie absurdalne jak pogląd, że na całym obsianym polu prosa może wyrosnąć tylko jeden kłos”. A jednak świat starożytny – głównie za sprawą Arystotelesa – wniósł do europejskiej świadomości przekonanie, ugruntowane przez chrześcijaństwo, o naszym wyjątkowym, centralnym usytuowaniu we wszechświecie. Dopiero rewolucja kopernikańska, przenosząc środek świata z Ziemi na Słońce, zachwiała tym poglądem.
Giordano Bruno nie był uczonym, nawet w XVI-wiecznym sensie tego słowa, nie prowadził samodzielnych obserwacji, dysponował raczej skromną wiedzą matematyczną. Był renesansowym myślicielem, poetą, który natchniony naukami kanonika z Fromborka, głosił wizję świata zdumiewająco zgodną ze współczesnymi koncepcjami naukowymi. Urodził się w 1548 r. w Noli, koło Neapolu. Mając lat 17 wstąpił do dominikanów, w 1572 r. został wyświęcony na księdza, a trzy lata później otrzymał tytuł doktora teologii.
Już w swych pierwszych dziełach pozwala sobie na swobodne interpretowanie Biblii, krytykuje doktrynę Trójcy Świętej. Duma, przykry arogancki charakter nie zjednują mu przyjaciół, lecz przyczyniają wrogów. Na wieść, że neapolitańska inkwizycja przygotowuje proces przeciwko niemu, ucieka do Rzymu, a dalej przez Siennę do Lukki, gdzie przez cztery miesiące wykłada nową astronomię.