Powieść składa się zasadniczo z trzech wątków. Pierwszy, ujmujący całą historię w klamrę, nazwać można autotematycznym: wprowadza go osoba opowiadacza (pisarza), który będąc przejazdem w Warszawie lat dziewięćdziesiątych staje przed kamienicą przy ulicy Nowogrodzkiej 44 i zaczyna wspominać niegdyś mieszkającą tu rodzinę państwa Celińskich (znaną sobie z opowieści „babci Celińskiej”, która po II wojnie przywędrowała do Gdańska). Ten sam pisarz przy końcu narracji wspominać będzie spacery ze swą ukochaną, podczas których docierali do zapomnianej i zniszczonej stacyjki kolejowej o dziwnej nazwie Estenhof.
Świadomi, że docieramy do przeszłości za pośrednictwem czyjejś pamięci i całego łańcucha opowieści, wkraczamy w wątek drugi. Cofamy się wraz z nim do przełomu XIX i XX wieku: we wspomnianym domu żyła wtedy zamożna rodzina Celińskich z dwoma synami – dla edukacyjnych potrzeb najmłodszego z nich, Andrzeja, rodzice sprowadzili guwernantkę, Esther Simmel. Panna Esther to kobieta piękna, mądra, w świecie bywała, ale przede wszystkim pełna radości życia. Jej pogoda, urok i otwartość sprawiają, że w duszach budzą się dobre tęsknoty, że działania przychodzą bez trudu, tajemnice stają się przychylne, a spokój gości w sercach. Dzięki niej ludzie poczynają wierzyć, że to co dobre, może się przydarzać. Ale panna Esther, choć chwilami trzpiotka, kryje w swoim wnętrzu jakąś mroczną tajemnicę – duchową i cielesną. Pewnego dnia zapada na ciężką chorobę, której nikt nie potrafi zaradzić. Jej choroba to nie konkretny przypadek medyczny, lecz raczej zanik woli życia, albo dokonany przez ciało wybór śmierci.
Wszyscy zatem, którzy zdążyli ją pokochać bądź w niej się zakochać, patrzą z rozpaczą, jak panna Esther gaśnie, jak poddaje się śmierci. Nie są bezczynni: sprowadzają do domu kolejnych lekarzy i uzdrowicieli, a prezentacja metod leczenia pozwala pisarzowi uzmysłowić jedną z naczelnych idei tej powieści – ideę kruchości ludzkiego istnienia i łatwości, z jaką śmierć pokonuje nasze ciało.