Kontrola skarbowa w Polskim Związku Piłki Nożnej ujawniła, że związek nie zapłacił 13 mln zł podatku. Kwota równa jest jego rocznemu budżetowi. Błędy w księgowości doprowadzić mogą PZPN do bankructwa. Z pierwszych opinii działaczy związku dowiadujemy się, że „będzie się on starał o umorzenie długów, bo przecież władze PZPN się zmieniły”. Teoretycznie jest taka możliwość w sytuacji, gdy interes publiczny to uzasadnia. Oczywiście, gorąco popieramy taki wariant, który uzasadniamy poniżej.
Piłka nożna, a szczególnie działacze związku są od dawna przedmiotem społecznej troski. Fakt, iż niemal w komplecie nowy zarząd składa się z tych samych ludzi, jest wyłącznie dla nich okolicznością łagodzącą. Nagonka na PZPN sprawiła, iż niejeden działacz sprawdza dziś, co ma w papierach. Kilku z nich nosi się z zamiarem wydania oświadczenia, że wprawdzie należeli do PZPN, ale oddali legitymacje w mrocznych czasach. Prezes X indagowany publicznie, dlaczego zataił w kwestionariuszu przynależność do związku, odparował, że nikt go o to nie pytał, więc nie mówił. Część prasy sportowej zamierza opublikować listę tajnych współpracowników PZPN, co dodatkowo zagęści atmosferę w klubowych szatniach. W obawie przed desperacją działaczy, którzy mogą targnąć się na życie, służby medyczne rekwirują w magazynach getry. Pikieta klubów kibica pod siedzibą związku i okrzyki: „sztandar PZPN wyprowadzić!” dopełniła czary goryczy.
Wobec powyższego pytamy więc retorycznie izbę skarbową (licząc na jej wyrozumiałość i społecznikowskie podejście), jak można było w tych warunkach liczyć pieniądze na spokojnie, a w dodatku jeszcze kopać i gryźć murawę?