Co najmniej od lipca 1999 r. wiadomo było, że polski sport dotknie reorganizacja związana z reformą centrum i ustawą o działach. Nie objęła, bo troszeczkę obsunęło się z ustawami. Jak tłumaczył w „Przeglądzie Sportowym” rzecznik rządu Krzysztof Luft: „UKFiT został powołany ustawą i do powołania UKFiS-u potrzebna jest zmiana ustawy. Ale rząd się wywiązał z zobowiązania, bo w grudniu został przesłany do Sejmu odpowiedni projekt. Zanim wejdzie on w życie, musi przejść stosowną procedurę”.
Przespana reforma
Dlaczego projekt nie zaczął przechodzić procedury wcześniej? Szef sejmowej komisji kultury fizycznej Tadeusz Tomaszewski (na łamach „Przeglądu Sportowego”): „Rząd przespał sprawę. Nie została jeszcze znowelizowana ustawa, która powołuje nowy urząd. Inicjatywa w tej sprawie powinna należeć do rządu. Niestety zbyt długo czekano, a potem ktoś się połapał, że UKFiT ulega już likwidacji i nie ma jeszcze odpowiednich przepisów do powołania Urzędu Kultury Fizycznej i Sportu”.
Tak więc UKFiT niby już nie ma, a UKFiS jakby jeszcze nie było. Mimo to prezes Dębski wciąż czuje się prezesem. W telewizyjnych „Wiadomościach” przyznaje, że co prawda formalnie nie istnieje urząd, któremu prezesuje, ale nic złego w polskim sporcie w związku z tym się nie dzieje. Tymczasem w środowisku sportowym, niczym grypa po Europie, szerzy się pogłoska, wzbudzająca niekłamane emocje, że nowym szefem polskiego sportu ma zostać doświadczony na wielu polach Ryszard Czarnecki (ZChN). Otrzymałby rangę podsekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej odpowiedzialnego za kulturę fizyczną i sport. Dlaczego akurat tam? „Z równym powodzeniem można by umieścić UKFiS w Ministerstwie Rolnictwa, Ochrony Środowiska czy każdym innym jako jakiś referat jakiegoś departamentu – pisał zgryźliwie Marek Jóźwik na łamach »Rzeczpospolitej«.