„Dunaj” Magrisa mieści się na odległym skraju literatury podróżniczej, może nawet dalej niż Kazimierza Brandysa „Listy do pani Z.” pisane z Włoch. Wielbiciel literatury faktu będzie zaskoczony, choć znajdzie kilka perełek, jak choćby anegdotę o Trockim w wiedeńskiej kawiarni czy pomysł węgierskiego dyplomaty, który (w maju 1919!) ludowemu komisarzowi Beli Kunowi zaproponował, by „ogłosić Węgry stanem Unii Amerykańskiej”.
Autor ułatwia zadanie recenzentom i komentatorom, zamieszczając jako postscriptum szesnaście stronic na temat własnej osoby i książki. „Odkąd ukazał się »Dunaj« – pisze – otrzymuję listy od najrozmaitszych czytelników... wszelkiego typu, kulturalnych i bez wykształcenia, w różnym wieku, listy z najdziwniejszych miejsc, niekiedy ze szpitali albo więzień i nawiązuje się między nami intensywny dialog. Niektórzy czytają »Dunaj« jako esej, inni, o wiele liczniej-si, jako powieść...” Mniej subtelnego czytelnika, który by nie pojmował walorów książki, autor poucza: „»Dunaj« jest powieścią o ukrytej wymowie, rodzajem Bildungsroman, jak mówią Niemcy, powieści wychowawczej, powieści o tożsamości”, która „wiedzie nie tylko przez Europę Środkową, ale przede wszystkim przez tygiel historii współczesnej...” Dalej informuje, że „podróżujące i opowiadające »ja« nie utożsamia się z autorem, lecz z pewną postacią...” Niesprawiedliwie skracam te wywody, ale dodać wypada, że autor zwraca uwagę także na postać kobiecą, „która nigdy nie jest opisana, a tylko przywoływana niczym nieprzedstawialna figura miłości”. Kto nie powróci do kart książki, by poszukać owego nieprzedstawialnego wątku erotyki, przeczyta na s.