Chemnitz to coś jak Legnica – zapyziałe miasto na prowincji. W czasach NRD raz na rok – jako Karl-Marx-Stadt, etapowe miasto Wyścigu Pokoju – było przez jeden dzień w centrum uwagi całego bloku, potem dalej zapadało się w sobie. Dziś, odnowione i podmalowane, już o szóstej po południu jest jak wymarłe. W połowie marca jednak Chemnitz zafundowało sobie teatralny skandal.
Miejscowy teatr zaprosił Adama Hanuszkiewicza, by wystawił „Fausta”. Niemal trzydzieści lat po legendarnej „Balladynie” mistrz Adam pociął „Fausta” na kawałki i posklejał na nowo – co w języku postmodernistów nazywa się dekonstrukcją – najbardziej niemiecką ze sztuk. Historia jest znana: Bóg i Diabeł idą w zakład o duszę uczonego, którego nudzą książkowe mądrości, dręczy męskie przekwitanie i zrobiłby wszystko, by zatrzymać przemijający czas, nacieszyć się życiem, posmakować władzy, seksu i miłości.
Polityka
15.2000
(2240) z dnia 08.04.2000;
Kultura;
s. 53