Archiwum Polityki

Noc z Wajdą

W tym roku Oscar przemówił po polsku – Andrzej Wajda odebrawszy złotą statuetkę z rąk Jane Fondy, wygłosił formułkę dziękczynną w ojczystym języku. Podziękował amerykańskim przyjaciołom za to, że pomogli Polsce powrócić do rodziny państw demokratycznych, do zachodniej cywilizacji i zachodnich struktur bezpieczeństwa. Skończył życzeniem, aby w przyszłości jedynym ogniem, jaki rozpala ludzi, był ogień wielkich uczuć – miłości i solidarności.

Gdy Fonda mówiła, iż jest dla niej zaszczytem wręczanie honorowego wyróżnienia właśnie Wajdzie, w Polsce była już godzina 5.27, ale w wielu oknach wciąż paliło się światło. Trwała polska noc z Wajdą: dla wielu wspólne przeżywanie sukcesu stało się niemal patriotycznym obowiązkiem. Trudno się dziwić tej euforii, wszak w ostatnich latach nie mieliśmy zbyt wiele okazji do podobnych zbiorowych uniesień. Wygląda na to, że znowu na artystów spada obowiązek poprawiania nam samopoczucia. Kilka lat temu był Nobel dla Wisławy Szymborskiej, teraz najwyższe filmowe wyróżnienie na świecie – specjalny Oscar dla Andrzeja Wajdy; taki sam, jaki wcześniej dostali m.in. Akira Kurosawa, Federico Fellini, Michelangelo Antonioni, czyli najwięksi.

„Noc Oscarów” jest kwintesencją amerykańskiej kultury masowej, wielkim telewizyjnym show, rewią mody, ale także najprawdziwszym świętem sztuki filmowej. Chcą w nim uczestniczyć także kraje leżące bardzo daleko od Hollywood. Ostatnio po raz pierwszy zgłosiły swoje propozycje do Oscarów Bhutan, Nepal i Tadżykistan. Scenariusz oscarowej gali stał się zaś wzorcem do naśladowania dla wszelkich uroczystości odznaczania i honorowania.

W tym roku uroczystość w Shrine Auditorium prowadził komik Billy Cristal, jak zwykle brawurowo, choć może nie wszystkie jego dowcipy były najwyższego lotu. Nawet jeżeli nie zasłużył na Oscara za tę rolę, wolę go sto razy niż Whoopi Goldberg, która rok temu potwornie nudziła i irytowała. Naprawdę jednak obserwatorom ceremonii rzucała się w oczy inna zmiana – otóż tej nocy nie było zwycięzców, zniknęła bowiem znana formułka „And the winner is...”, zamiast niej pojawił się ładny zwrot – „Oscar goes to...”, czyli Oscar idzie do...

Najwięcej Oscarów „poszło” do twórców filmu „American Beauty” – aż pięć.

Polityka 14.2000 (2239) z dnia 01.04.2000; Wydarzenia; s. 18
Reklama