Archiwum Polityki

Za metą

Byli wielcy. Ich występami żyła cała Polska. Zdobywali medale mistrzostw świata, Europy i spartakiad. Zabrakło tego jednego: olimpijskiego krążka gwarantującego dożywotnią państwową emeryturę. Zakopiańscy tytani nart żyją dziś w biedzie i zapomnieniu.

Sport w Zakopanem zrodził się z biedy i góralskiej dumy. Silnego pragnienia, żeby się wybić, wdrapać na górę. Józef Daniel-Gąsienica, dziś lat 62, specjalista w kombinacji norweskiej, mówi o tym przeżuwając chleb z salcesonem w rodzinnym domu na Krzeptówkach. Częściej można go spotkać pod tutejszym sklepem, gdy ma trochę pieniędzy i towarzystwo. W zgodnej opinii był najzdolniejszym z pięciorga sportowego rodzeństwa. Starsi bracia, Andrzej i Franciszek, uprawiali skoki narciarskie. Siostry, Helena i Maria, biegały i startowały w konkurencjach alpejskich. W sumie zdobyli 22 tytuły mistrza Polski.

A zaczynali od usypania pagórka za domem. Na Krzeptówkach dzieci do ćwiczeń mobilizował Tadeusz Kwapień, biegacz, olimpijczyk, społecznik. Tu utworzył filię klubu Wisła Zakopane. Jego rodzice mieli piekarnię, ojciec organizował zawody.

Połowa polskich olimpijczyków startujących w 1956 r. w Cortina d‘ Ampezzo pochodziła z filii z Krzeptówek. Stąd wylecieli w świat jak ptaki z gniazda.

Instynkt latania

Józefę Pęksę, trzyletnią dziewczynkę, jej stryj, skoczek, wziął na pagórek i fru z górki. Za którymś razem puścił ją samą, wpadła w zaspę, że tylko pupę było widać, ale się nie popłakała. Wuj stwierdził w małej hardość, ale matka, która ją wychowywała samotnie, była sportowi przeciwna. Pęksa miała ciotkę w Warszawie, która obiecała zabrać ją po ukończeniu szkoły na studia. – Ale ja już tylko narty miałam w głowie. Jak jeszcze raz ciotka przyjedzie, ucieknę z domu i już mnie więcej nie zobaczysz, zagroziłam matce – opowiada. Wyrosła na czołową biegaczkę świata lat 50. i 60., przez 15 lat należała do polskiej czołówki, czternaście razy zdobywała mistrzostwo Polski, brała udział w trzech olimpiadach.

Polityka 47.2006 (2581) z dnia 25.11.2006; Na własne oczy; s. 118
Reklama