Trudno się zabierać za reformowanie czegokolwiek nie mając policzonych pieniędzy w kasie. Przykład? Reforma oświaty. Jej istotnym elementem była znowelizowana w lutym br. Karta Nauczyciela. Podwyżki miały być swoistym smarem ułatwiającym przeprowadzenie reform, m.in. redukcję zatrudnienia, by w szkołach zostali najlepsi, ale za to dobrze wynagradzani pedagodzy. Ale to później. Na razie finansowanie podwyżek pensji mają na siebie wziąć pospołu rząd i samorządy lokalne. Resort edukacji źle obliczał, że chodzi o jakieś 800 mln zł.
Polityka
40.2000
(2265) z dnia 30.09.2000;
Komentarze;
s. 13