Sierpień 1980 r. żyje w świecie symboli i legend, i jest przede wszystkim dzisiaj potrzebny jako taki. Prawda realna do tego świata niezbyt pasuje, gdyż obraz brudzi i czyni mało zrozumiałym, na pewno może być przekazem niewygodnym i nieprzydatnym. Bo okazuje się na przykład, że ówczesnych przyjaciół współcześnie wiele dzieli, że do prawdziwego świętowania zasług prawo mieć powinni nie ci, którzy jubileusze organizują, że niektórzy po drodze jakoś historycznie spsieli, a inni, wcześniej niewidoczni lub w ogóle nieobecni, bardzo urośli. Gdzie zatem, w którym miejscu ogniskowały się najważniejsze znaki czasu, którędy biegł główny szlak historii i dokąd on tak naprawdę prowadził?
Gniew, myśli i przypadki
W tej przez kilkanaście miesięcy trwającej rewolucji wszystko działo się naraz i wszystkiego było po trochu. Poruszone zostały wszystkie środowiska i wszystkie grupy społeczne, zawodowe, nie było rodziny w Polsce, która nie przeżywałaby gorących sporów, czasem ostrych kłótni, ludzie siedzieli godzinami na zebraniach i strajkach, gadali i gadali, pisali odezwy, uchwały i posłania. Jeśli oblicza się, że pod koniec 1981 r. do Solidarności należało 10 mln ludzi (w tym około miliona członków PZPR), to już tylko ta statystyczna skala pokazuje olbrzymią energię, jaką z siebie wydali Polacy po Sierpniu ’80, a przecież i inni, ci, którzy do Solidarności się nie zapisali, też byli całkiem energiczni. Odtworzenie swoistej mapy energetycznej kraju pokazałoby wszechogarniający bezmiar tej rewolucji, morze aktywności rozlewające się szeroko, cały czas o wzburzonej fali. Obserwacja tego poruszenia z bliska, z żabiej perspektywy, nie pozwalała wówczas wcale łatwo połapać się, o co chodzi, jakie będą konsekwencje takich, a nie innych słów czy zachowań, do czego to wszystko prowadzi.