Archiwum Polityki

Bez wygłupu

Starostwo powiatu warszawskiego zapowiada „wewnętrzne śledztwo” w opisanej przez „Politykę” (9 i 10) sprawie rosyjskich nieruchomości w Warszawie.

Chodzi o przejęcie kontroli przez dwie kierowane przez Tadeusza Rusieckiego spółki nad nieruchomościami w najatrakcyjniejszych punktach stolicy, którymi onegdaj PRL obdarowała ZSRR. – Jeśli nabierzemy podej-rzeń, że zostało złamane prawo lub doszło do nadużyć, skierujemy sprawę do Najwyższej Izby Kontroli – zapowiada wicestarosta Henryk Dąbrowski.

W sprawie rosyjskich nieruchomości w Warszawie kilkakrotnie wypowiadało się Ministerstwo Spraw Zagranicznych, zabiegając o wyrównanie stanu posiadania Polski i Federacji Rosyjskiej (Polska otrzymała w Moskwie dwie działki, zaś Federacja Rosyjska w samej Warszawie kilkanaście). Tymczasem, jak ujawniliśmy, obiekty dwa lata temu trafiły w prywatne ręce.

W 1998 r. Urząd Rejonowy ogłosił przetargi na dzierżawę gruntów pod pięcioma „rosyjskimi” nieruchomościami. Wszystkie wygrały dwie firmy, polsko-rosyjska Fart i polska Tarus, za którymi stoi ta sama osoba – Tadeusz Rusiecki. Biznesmen ów, aktywny w niezliczonych dziedzinach, acz niespotykanie unikający rozgłosu, już wcześniej prowadził interesy z Rosją, potrafił – jak twierdzi – zapewnić sobie zaufanie Rosjan i uzyskać od nich zielone światło na przejęcie oficjalnej kontroli nad ich budynkami.

Zadawaliśmy pytanie, jak to możliwe, żeby wydzierżawić prywatnym spółkom tereny przekazane wcześniej bezterminowo ZSRR umową międzynarodową na działalność dyplomatyczną? Otóż okazało się, że Rosjanie nie dopilnowali potwierdzenia swoich tytułów do owych nieruchomości.

Rusiecki i Urząd Rejonowy rozumowali tak: jeśli Federacja Rosyjska nie figuruje w księgach wieczystych, to tereny nadal są w gestii Skarbu Państwa i Urząd Rejonowy może z nimi zrobić, co mu się podoba.

Polityka 12.2000 (2237) z dnia 18.03.2000; Kraj; s. 32
Reklama