Archiwum Polityki

Może za morze?

W Szwecji zanosi się na zmianę ustawy aborcyjnej. Liberalne prawo, które zezwala na usunięcie ciąży do 18 tygodnia, a w szczególnych przypadkach do 22, ma objąć cudzoziemców, w tym Polki.

Wkrótce będziemy mogli zaoferować Polsce rewanż, na który tak głęboko zasługuje” – napisał sztokholmski dziennik „Expressen” i nie chodziło mu bynajmniej o zwrot łupów wojennych zrabowanych podczas potopu. Podziękowaniem dla Polski, o którym wspominają „Expressen” i inne szwedzkie gazety, mają być zmiany w ustawie aborcyjnej, które pozwolą cudzoziemkom na przerywanie ciąży w Szwecji. Odniesienia do Polski wynikają stąd, że w latach 60. i 70. (do 1975 r.) to Szwedki jeździły na aborcję do nas. Masowość tej „turystyki” doprowadziła w końcu do liberalizacji prawa w Szwecji.

Tamtejsze prawo przysługiwało dotychczas wyłącznie Szwedkom – poza przypadkami, gdy sprawcą ciąży był obywatel szwedzki lub do poczęcia doszło na terytorium Szwecji. Nowa ustawa da taką możliwość wszystkim cudzoziemkom. Proponuje jednak, żeby koszty zabiegu ponosiły one same lub ich instytucje ubezpieczeniowe. W przypadku państw unijnych, które mają bardzo surowe prawo dotyczące aborcji (Irlandia, Malta, Polska i Portugalia), taka rekompensata nie byłaby możliwa i Polki musiałyby płacić z własnej kieszeni.

Służba zdrowia w Szwecji jest droga

i operacja przerywania ciąży kosztuje tu w przeliczeniu od 3 do 8 tys. zł, znacznie drożej niż nielegalne zabiegi dokonywane w Polsce, których cenę szacuje się na około 2 tys. zł. Do tego dochodzą koszty podróży i pobytu. Już to stanowi skuteczną barierę dla turystyki aborcyjnej do Szwecji. Organizacje feministyczne od dawna domagały się otwarcia klinik aborcyjnych dla Polek. Szwedzkie raporty w tej sprawie wykazują jednak, że nasz podziemny rynek aborcyjny działa zadowalająco, a liczbę dokonywanych co roku zabiegów oblicza na blisko 200 tys.

Polityka 48.2006 (2582) z dnia 02.12.2006; Świat; s. 65
Reklama