Iwona Witkoś, pedagog z poznańskiej podstawówki, przypomina sobie powoli: Anna K. była w szkole w piątek, 21 października. Przyszła po synka. Młoda, bardzo ładna, jak zwykle uśmiechnięta. Wobec 10-letniego dziecka niezwykle troskliwa i czuła, z widoczną wzajemnością. Zwolniła Krzysia z lekcji, bo był przeziębiony i miał pójść do lekarza. Cały następny tydzień Krzyś nie pokazał się w szkole. I nikt się tym specjalnie nie martwił. Kto by mógł przypuszczać, że w środę Krzyś będzie patrzył, jak jego kochający ojczym dusi mamę. Dwa dni, wszystko na to wskazuje, spędzi w mieszkaniu z jej zwłokami. Sam, także uduszony, umrze w piątek. Nie będzie walczył o życie. Nie będzie próbował uciekać. Z krótkiego odręcznego listu zostawionego w mieszkaniu będzie wynikało, że czekał na tę śmierć.
Kiedy do mieszkania włamie się straż pożarna i policja, będzie leżał w łóżku z mamą. Ojczym, Igor K., powiesi się ostatni. Z pożegnalnego listu będzie wynikać, że nie żyją ze względu na nieopłacalne stoisko z kebabami i zapiekankami w poznańskim pasażu handlowym. Policja wykluczy udział kogoś obcego. Drzwi będą zaryglowane od środka nowoczesnym zamkiem, w sposób niebudzący wątpliwości.
Ich teatralna, a raczej zupełnie serialowa, śmierć będzie zwieńczeniem jakiegoś wewnętrznego rodzinnego planu, którego sens wymyka się na razie racjonalnym tłumaczeniom. Policja bowiem wkrótce się zdziwi: na koncie państwa K. nie znajdzie poważnych zadłużeń, odkryje za to, że czynsz za stoisko w pasażu MM płacony był regularnie, podobnie jak opłaty za usługi, które przedsiębiorcom świadczyła księgowa.
Więc Iwona, pedagog w podstawówce na poznańskim osiedlu Bolesława Śmiałego, powtarza, że nikt się nieobecnością Krzysia specjalnie nie martwił.