Dorota Masłowska, Między nami dobrze jest, Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2008, s. 88
Dorota Masłowska
napisała świetną, groteskową książkę – komedię o Polakach. Zupełnie inną niż poprzednia ciemna sztuka „Dwoje biednych Rumunów...” i inną niż wszystko, co powstało do tej pory. Tytuł „Między nami dobrze jest” – brzmi jak wers musicalowej piosenki, chociaż oczywiście „dobrze” pojawia się w tej sztuce w ironicznym kontekście. Bo, co jak co, ale natury prześmiewcy Masłowska nie straciła. Za to zyskała, jak można wnioskować – większą świadomość.
Po pierwsze inny jest język. Ten charakterystyczny „popsuty” niemal zanikł. Owszem, słychać znany z jej książek slang gazetek reklamowych, pseudojęzyki pseudointeligentów, którzy powołują się (nie czytając) na „Hokelbeta” (Houellebecqa), ale pojawia się też staranna, staroświecka mowa, jak sprzed wojny. Po drugie Masłowska tym razem nie tylko wyszydza sztuczną rzeczywistość, ale zajmuje się przede wszystkim polską tożsamością. Czy chcemy, czy nie, ciąży na nas II wojna światowa, zapisana na ulicach i w murach domów. Czy ktoś przypuszczał jeszcze niedawno, że Masłowska będzie zajmować się tym, że nasza przeszłość jest ciągle żywa? I proszę, oto niespodzianka.
Rzecz dzieje się między trzema pokoleniami kobiet. Każda z nich: staruszka, córka i wnuczka, żyje w innej rzeczywistości. Babcia opowiada ciągle o wojnie, która wnuczkę, czyli metalową dziewczynkę, nic nie obchodzi. Córka czyta gazetkę reklamową „Nie dla ciebie”. Ich świat jest jednym wielkim brakiem – nie jadą na wakacje, nie dzwonią komórkami, których nie posiadają, nie mają własnego pokoju, bo tu „każdy chce jakoś nie żyć”.