Archiwum Polityki

Prawda Wołynia

Ukraińcom też trudno uznać, że nie byli tylko ofiarami historii

Prawda nie znosi kompromisu, w polityce trudno go uniknąć. Jeśli ceną za wpisanie do wspólnej deklaracji słowa ludobójstwo – w odniesieniu do zbrodni Ukraińców na polskiej ludności cywilnej – miało być jej odrzucenie w parlamencie ukraińskim, należało zeń zrezygnować. Większym skandalem byłoby fiasko uzgodnionej akcji obu parlamentów. Parlamenty nie są od ustalania prawdy historycznej. Nie powinny też bić się w cudze piersi. Deklaracja wołyńska nie mówi całej prawdy, ale otwiera przestrzeń dalszego dialogu. Czym go wypełnimy, zależy od społeczeństwa obywatelskiego w naszych państwach. Kolejny krok w tę stronę uczynili w Pawliwce prezydenci.

Rozumiem Ukraińców. Mają kłopoty z pamięcią zbiorową. Jak kiedyś nam, nie mieści się im w głowie, że nie zawsze byli tylko ofiarami historii. My też nie umieliśmy się długo pogodzić z pełną prawdą o naszych stosunkach z sąsiadami. List polskich biskupów do episkopatu niemieckiego z 1965 r. wywołał oburzenie nie tylko rządzących komunistów, lecz także rzesz katolików. A jednak to biskupi mieli moralną i polityczną rację. To oni okazali się dalekowzroczni. Bez książki Jana Tomasza Grossa nie byłoby najważniejszej moralnie dyskusji narodowej III RP, śledztwa IPN i wyczerpującego jedwabieńskiego raportu Instytutu. A przecież nie brakowało ludzi, którzy szli w tej sprawie w zaparte: winni są Niemcy, Polacy nie mogliby zrobić czegoś tak strasznego. My przez ten czyściec już przeszliśmy. Ukraińcy jeszcze nie do końca. Trzeba cierpliwie czekać. I towarzyszyć im na tej drodze, jeśli tego zechcą.

Prawda o historii jest w naszej części Europy wciąż gorąca: może parzyć. Powtarzamy do znudzenia, że tylko na niej można budować pojednanie.

Polityka 29.2003 (2410) z dnia 19.07.2003; Komentarze; s. 17
Reklama