Archiwum Polityki

Straszny romans

Nowa powieść Wojciecha Kuczoka nosi podtytuł „antybiografia” i opatrzona jest sakramentalnym anonsem o fikcyjności przedstawionych w niej postaci i zdarzeń. Zapewnienie to należy traktować całkiem dosłownie. „Gnój” to opowieść o koszmarze, jakim było dzieciństwo małego K., naznaczone „wszędobólstwem” i upokorzeniami („stary K.” sięgał z sadystycznym upodobaniem po pejcz jako narzędzie ojcowskiej pedagogiki). Ale przede wszystkim to dobra literatura: Kuczok z powodzeniem wpisuje się w tradycję wyznaczaną przez „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza czy „Dziecko przez ptaka przyniesione” Andrzeja Kijowskiego, egzorcyzmujących zmory dzieciństwa.

Takie rozrachunki to temat z ogromnym rodowodem. A pretekst dla nich może być lada jaki, choć zawsze ten sam: „Im bardziej stajemy się sobą, tym bardziej dochodzą w nas do głosu nasze cechy rodzinne” – pisze Marcel Proust. Kuczok wyrusza w swoją podróż w przeszłość niczym w obsesyjny sen w poszukiwaniu rzeczy, które utracił jako ofiara „rodzinnego romansu” (jak nauczał stary doktor Freud, nikt nie wychodzi z tego obronną ręką, choć za każdym razem ofiary poszkodowane są na inny sposób). A że przy okazji daje znakomity portret „starego K.”, neurastenicznego polskiego inteligenta, modelowej osobowości autorytarnej? Sypiący przysłowiami „stary K.” to nowe wcielenie zidiociałego polskiego domowego tyrana, Pana Jowialskiego. Daleko brzydsze od pierwowzoru, bo i śląska rzeczywistość lat 70. i 80. jest brzydsza od tamtej, samodurnej choć sielskiej rzeczywistości. A że daje znakomite prozatorskie etiudy z życia rodzinnego, groteskowe i liryczne portrety ludzi wegetujących w cichej rozpaczy albo znakomite sceny z życia Śląska (w swojej rodzinnej kronice cofa się aż w okres przedwojenny)?

Polityka 23.2003 (2404) z dnia 07.06.2003; Kultura; s. 67
Reklama