Do jakiego stopnia polityka prezydenta George’a W. Busha i wojna w Iraku wynikają z historii, kultury i cywilizacji USA? Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie, spróbujmy cofnąć się do czasów Sokolego Oka i Winnetou, do pierwszych osadników i kolonistów, którzy ewangelię demokracji szerzyli perswazją, modlitwą, ogniem i mieczem, do kongresmana R.C. Winthropa, który 150 lat temu mówił: „Zostaliśmy wybrani przez Boga, aby przewodzić i nauczać inne narody”. Należy także przypomnieć rachunek sumienia, jaki Ameryka co pewien czas prowadzi. Ostatnio największą sensację Cannes i Oscarów stanowił pełnometrażowy, rozrachunkowy dokument amerykańskiego reżysera Michaela Moore’a „Bowling for Columbine”, który jesienią 2003 r. wejdzie na nasze ekrany. „Z filmu wyłania się obraz Ameryki jako obłąkanego supermocarstwa, świadomie budującego od zarania cywilizację strachu” – pisał Janusz Wróblewski w miesięczniku „Kino”.
Prof. Wiktor Osiatyński – prawnik i znawca Stanów Zjednoczonych, gdzie od lat wykłada – popiera politykę Busha. Wyrasta ona z poczucia misji, która tradycyjnie cechuje amerykańską politykę zagraniczną i to w słusznej sprawie. Zdaniem Osiatyńskiego, amerykański idealizm (obok imperializmu i republik bananowych) leżał u źródeł przystąpienia Stanów Zjednoczonych do obu wojen światowych, a po II wojnie – do krzewienia ideałów demokratyzacji i prosperity w Japonii i w Europie Zachodniej. Pomógł także uwolnić świat od komunizmu.
Istnieje jednak pewne ale: „Przywódcy amerykańscy – pisze Henry Kissinger w „Dyplomacji” – uważają swoje ideały za tak oczywiste, że rzadko kiedy zdają sobie sprawę, jak bardzo rewolucyjne i niepokojące mogą one wydawać się innym”.