Archiwum Polityki

Linie tanie niesłychanie

Tanie linie lotnicze miały obniżyć ceny zagranicznych wakacji. Jednak nie obniżyły, bo do ceny biletu dolicza się różne dopłaty i podatki. Najświeższy pomysł, tym razem Unii Europejskiej, to podatek na pomoc dla biednych krajów Afryki.

Wojciech Markiewicz

Leszek Z. zachęcony reklamą („z nami taniej”, bilet lotniczy do Barcelony „od 19 PLN”) natychmiast zadzwonił do telecentrum tanich linii Wizz Air („teraz wszyscy mogą latać”). Niestety biletów po 19 zł „już nie było”. Pani w telecentrum radziła, żeby dokładniej przyjrzeć się reklamie; mówi ona, że bilety są „od 19 zł”, a to zasadnicza różnica wobec „po 19 zł”. Po drugie: jest gwiazdka? Jest. A gwiazdka to odsyłacz do ważnej informacji, która mówi wyraźnie, że to „cena promocyjna w jedną stronę, bez opłat lotniskowych”. Leszek Z. zmienił okulary i z trudem odczytał drobny druk zlewający się z tłem.

Po dłuższych pertraktacjach okazało się, że najtańszy bilet do Barcelony w obie strony, z datą odlotu za ponad dwa miesiące, kosztuje 108 zł plus... I tu zaczęły się schody. Dodatkowo trzeba było zapłacić:
– za serwis pasażerski – 54 zł,
– podatek bezpieczeństwa – 5 zł,
– pasażerską opłatę infrastrukturalną – 124 zł,
– za różnicę cen paliwa – 111 zł,
– opłatę manipulacyjną – 14 zł,
– za telecentrum – 11,50 zł.
Razem 427,50. – W tej wyliczance brakowało tylko pozycji „szkolenie załogi” albo na przykład „za sznurówki pilota” – denerwuje się Leszek Z. Ale to i tak taniej niż normalnymi liniami – ocenił wtedy i zamówił dwa bilety – dla siebie i żony. Umknęło mu, że odlot jest z Katowic, a nie z Warszawy, gdzie mieszka. Trzeba więc będzie dodatkowo zapłacić za bilety kolejowe do Katowic albo pojechać tam samochodem (benzyna) i zapłacić za parking.

Polityka 21.2005 (2505) z dnia 28.05.2005; Gospodarka; s. 46
Reklama