Warszawska opera jest z pewnością instytucją kulturalną najsilniej wspieraną z budżetu. Jednocześnie od lat ma kłopoty finansowe. Już sam gmach na placu Teatralnym jest największym budynkiem operowym na świecie. Trzeba go oświetlić, ogrzać, posprzątać. Same koszty utrzymania teatru jako instytucji, łącznie z niezbędnymi remontami i konserwacją oraz zatrudnieniem osób przy tym pracujących, wynoszą w sumie ok. 2 mln zł miesięcznie – ponad ćwierć kosztów całej działalności.
Sztuka
Ogrom sceny operowej pociąga za sobą zwiększenie kosztów wszystkiego, co się na niej odbywa. Konieczność wykonywania hektarów dekoracji i setek kostiumów jest przyczyną tego, iż – wbrew temu, co niedawno sugerowała „Gazeta Wyborcza” („Chora kasa opery”) – teatrowi w żaden sposób nie opłacałoby się korzystać z zewnętrznych pracowni.
Każdy, kto interesował się mechanizmami działania teatrów, wie, że granie spektakli jest nieopłacalne. W przypadku opery ta nieopłacalność jest jeszcze większa – zespoły operowe to przecież nie tylko śpiewacy, ale orkiestra, chór i balet.
Najkosztowniejsze są oczywiście premiery. W ostatnich latach ich koszty często przekraczały 1 mln zł. Szeregowe spektakle sezonu kosztują odpowiednio mniej (od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu tysięcy złotych), ponieważ nie obejmują już honorariów dla realizatorów (często zagranicznych – im lepszych, tym droższych), kosztów produkcji scenografii i kostiumów czy podwyższonych honorariów dla śpiewaków (często gościnnych, także ze świata). Ale i tak do każdego spektaklu się dopłaca. W zeszłym roku przeciętna dopłata wyniosła ok. 33 tys.