Czy terroryści z Al-Kaidy obudzili nas ze snu, do którego kołysze nas kultura masowa? Czy też wprowadzili w stan szoku, z którego wciąż nie możemy się otrząsnąć? „Śniła mi się rzeczywistość. Z jaką ulgą się obudziłem” – powtarza za Stanisławem Jerzym Lecem Jean Baudrillard (1929). Esej „Duch terroryzmu. Requiem dla Twin Towers” francuskiego socjologa i filozofa daje odpowiedź na te pytania.
Zdaniem Baudrillarda, świat nigdy wcześniej nie przeżył równie spektakularnego wydarzenia. Andy Warhol zmultiplikował podobiznę Marilyn Monroe, czyniąc zeń ikonę ubiegłego stulecia. Telewizja uczyniła to samo z walącymi się wieżami World Trade Center – kto widział ich upadek na żywo, w odstępie niespełna godziny, ten nigdy już nie zapomni porażającego uczucia, że to sama rzeczywistość wdziera się z ekranu telewizora do naszych mieszkań i biur. W tej jednej chwili miliard ludzi na całym świecie poczuło to samo – że wszystko jest możliwe. Jak pisze Baudrillard, ten atak „mógłby z powodzeniem ilustrować teorię chaosu: początkowe uderzenie pociągnęło za sobą niemożliwe do przewidzenia konsekwencje”. Tym bardziej obrazą dla rozumu wydaje się fakt, że „gigantyczna demonstracja siły Amerykanów („Pustynna burza”) ma wyłącznie komiczne skutki – to, by tak rzec, huragan, który kończy się uderzeniem skrzydeł motyla”.
Ta lektura pozostawia wrażenie pustki – i o to właśnie chodzi. Na zaledwie stu stronach swego eseju filozof udowadnia, że wszelkie próby racjonalizowania tego, co stało się 11 września, tak naprawdę niewiele nam wyjaśniają. Przecież wciąż nie rozumiemy, jak 21 młodych, całkiem zamożnych, wykształconych mężczyzn mogło wsiąść do samolotów i skierować je na amerykańskie metropolie?