Archiwum Polityki

Kino zaangażowane mnie nudzi

Rozmowa z reżyserem Pawłem Pawlikowskim, autorem „Lata miłości”, najlepszego brytyjskiego filmu roku

Janusz Wróblewski: – Od wielu lat z powodzeniem realizuje pan filmy w Anglii. „Lato miłości”, pańska trzecia fabuła, to kameralny dramat o dojrzewaniu dwóch nastolatek, za który otrzymał pan prestiżową nagrodę BAFTA dla najlepszego filmu brytyjskiego. Łatwo się przebić Polakowi na tamtym rynku?

Paweł Pawlikowski: – Jak się robi filmy autorskie bez gwiazd, zawsze jest trudno znaleźć pieniądze. Nigdy nie pociągało mnie kino rozrywkowe, z wielkim budżetem i znanymi nazwiskami. Ciekawi mnie odkrywanie nowych twarzy, nieznanych światów. Wcześniej pracowałem w dokumencie. Kręciłem dziwne filmy, osobiste, niezwiązane z tradycją cinema-verite ani z filmowaniem gadających głów lepionych komentarzem. Wolę zaglądać pod podszewkę wydarzeń, wyszukiwać czy kreować nietypowe, paradoksalne sytuacje. Stawiałem widzom spore wymagania i tak też czynię w fabule.

O zagranicznych karierach reżyserskich Polaków ostatnio rzadko się słyszy. Dlaczego panu się powiodło?

Wyjechałem z kraju na tyle wcześnie, że zdążyłem się już chyba zakorzenić. Do Anglii trafiłem z matką jako nastoletni chłopak w 1971 r. Londyn fascynował mnie jako kolebka muzyki rockowej, jednak bariery obyczajowe, nieznajomość języka, odcięcie od przyjaciół i skomplikowane losy rodzinne skazywały mnie na życie obok, poza głównym nurtem, przeciwko czemu się buntowałem. Obserwowałem zachodnie społeczeństwo nie mając świadomości, co się wokół mnie dzieje. Poznawałem subkultury rockersów, hellrangersów, skinheadów. Ale pełne zrozumienie realiów zajęło mi sporo czasu.

W tym procesie ważną rolę odegrało kino?

Kino kochałem zawsze, lecz moją największą miłością była poezja. Pisząc doktorat w Oksfordzie strasznie się jednak nudziłem. Zapisałem się więc do klubu Filmmakers' Workshop.

Polityka 15.2005 (2499) z dnia 16.04.2005; Kultura; s. 74
Reklama