Trwają wciąż przepychanki, kogo zaprosić na sierpniowe obchody, a kogo nie, kto z kim stanie przed pomnikiem Stoczniowców. Trwa rozbieranie mitu na czynniki pierwsze, a potem niezmiernie trudno będzie je znowu poskładać. Jak mówi się półżartem w gdańskiej „S”, każdy chce swoją cegiełkę legendy zabrać do domu, często obrażając przy tym kolegów. Andrzej Gwiazda i 20 innych osób (m.in. Anna Kurska, dziś senator PiS) podpisało list otwarty do Parlamentu Europejskiego, w którym stwierdzają, że obecny związek nie ma prawa organizować rocznicowych obchodów i pół miliona euro dotacji z Brukseli mu się nie należy. To fragment walki, która się toczy do wielu lat, nie tylko o Solidarność, a teraz właśnie wchodzi w nową fazę.
Nerwy puściły Lechowi Wałęsie. Po audycji w Radiu Maryja z udziałem Krzysztofa Wyszkowskiego, który zasłynął ostatnimi czasy jako demaskator TW Nowaka, były prezydent nazwał pracowników toruńskiej rozgłośni „psycholami od Rydzyka”. Wałęsę wzburzyły posądzenia, iż współpracował z SB. Zaraz potem zrobiło się głośno wokół odszkodowania za represje z okresu stanu wojennego dla Anny Walentynowicz. Sąd Okręgowy w Toruniu przyznał jej 70 tys. zł. A potem głos zabrał Lech Wałęsa, że pani Walentynowicz „nie zasługuje na żadne wspieranie, bo więcej złego zrobiła niż dobrego”. Nieco powściągliwszy był Bogdan Borusewicz. Choć i on nie krył dezaprobaty dla tych, którzy biorą pieniądze za solidarnościową walkę.
Oba komentarze były jednak w Gdańsku pewnym dysonansem. Może dlatego, że padły z ust osób, które otrzymały swoją nagrodę – pozycję społeczną, wysokie urzędy. Że nawet na przykładzie ojców założycieli „S” widać, jak nierówno ludzie skorzystali na przemianach, że Walentynowicz reprezentuje tych wszystkich zasłużonych i niezłomnych, którym nowa Rzeczpospolita pokazała figę, zmuszając do starania się o choćby finansową rekompensatę.