Archiwum Polityki

Piłka w grze i w zaspach

Po zimowej przerwie wystartowała polska liga piłkarska i zaraz na początku, jak lubią mówić sprawozdawcy, sypnęło niespodziankami. Przede wszystkim zaś sypnęło śniegiem i dlatego mogły odbyć się tylko trzy mecze rozgrywane na stadionach z podgrzewaną murawą. Na pozostałych można było w tym czasie jeździć na biegówkach. Nic zatem dziwnego, że powróciła dyskusja, podejmowana zwykle o tej porze roku, mianowicie – kiedy grać w Polsce w piłkę? Narzuca się logiczna odpowiedź, że najlepiej wtedy, kiedy jest ciepło. Tymczasem kiedy zaczyna być naprawdę gorąco, piłkarze kończą rozgrywki (początek czerwca), potem długo przygotowują się do nowego sezonu, aby rozgrzać się w końcówce lata i toczyć prawdziwe boje dopiero w porze jesiennej szarugi.

Druga niespodzianka była taka, że najbogatsze kluby, tworzące tzw. grupę G4, zbuntowały się przeciw Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej, który podpisał – także w ich imieniu – umowę ze sponsorem ligi. Buntownicy domagają się pełnej jawności, to jest podania, kto na transakcji zarobił, ile wziął pośrednik, ile centrala, ile kluby itd. I to jest dowód na to, że polska piłka jest już przynajmniej częściowo profesjonalna – z grą na boisku jest jeszcze rozmaicie, ale działacze potrafią już liczyć pieniądze.

Największą niespodzianką inauguracyjnej ligi piłkarskiej było jednak zdarzenie, do którego doszło w Krakowie podczas spotkania tamtejszej Wisły z GKS Katowice.

Mecz został przerwany na kilka minut, ponieważ delegatowi PZPN zdecydowanie nie podobał się transparent wywieszony przez miejscowych kibiców i kazał go usunąć. Coś takiego zdarzyło się chyba po raz pierwszy w historii polskiej piłki kopanej! Telewizja Canal+ transmitująca mecz taktownie nie pokazała transparentu w całości, niemniej w jednym z ujęć dało się zauważyć litery ŻYDOW.

Polityka 11.2005 (2495) z dnia 19.03.2005; Fusy plusy i minusy; s. 97
Reklama