Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Plemnikowe

Niemal całkowity zakaz aborcji, brak dopłat do antykoncepcji, nieobecność edukacji seksualnej w szkołach – mogłoby się wydawać, że zrobiono wszystko, by zapobiec ujemnemu przyrostowi naturalnemu. A krzywa ani drgnie w górę, przeciwnie – powoli, ale systematycznie opada. Ostatnio władze Krakowa i Warszawy sięgnęły więc do środków specjalnych, obiecując młodym matkom gratyfikację finansową. Prezydent Lech Kaczyński rozważa wypłatę 5 tys. zł każdej kobiecie, która urodzi dziecko. Ulica szybko nazwała tę nagrodę „plemnikowym”. Czy to coś zmieni? Bardzo wątpliwe. Aspiracji zawodowych młodych kobiet nie da się zatrzymać. Nie po to się kształcą i inwestują w siebie, żeby za kilka tysięcy poświęcić swoje ambicje. Konfrontowane z alternatywą: kariera czy dziecko, będą zwlekać z macierzyństwem, poprzestawać na jednym potomku.

Polska nie jest jedynym krajem, który ma ten problem. Warto się przyjrzeć, jak go rozwiązują inni. W krajach skandynawskich, które odniosły sukces na tym polu, rozbudowano system socjalny wspomagający młodych rodziców. Nie wszystkich na to stać. Inni starają się uczynić rynek pracy bardziej przyjaznym dla młodych matek: łatwy powrót, elastyczne godziny pracy, możliwość wykonywania części obowiązków w domu, w większych firmach, gdzie pracuje dużo młodych kobiet, tworzenie na miejscu miniżłobków.

U nas takich pomysłów nie ma. Widać to choćby w samym parlamencie. Coraz więcej w nim kobiet, także w wieku rozrodczym. Mogą pomodlić się w kaplicy, popływać w basenie, napić się wódki w sejmowej restauracji. Gdyby chciały nakarmić przywiezione przez opiekunkę dziecko, pozostaje damska toaleta.

Jeśli nie stworzy się mechanizmów ułatwiających kobietom godzenie roli matki i pracownicy, krzywa przyrostu będzie spadać. Próba zatrzymania tego procesu za pomocą jednorazowej wypłaty przypomina naprawianie komputera młotkiem.

Polityka 2.2005 (2486) z dnia 15.01.2005; Komentarze; s. 22
Reklama