Archiwum Polityki

Rudzi wredni ulubieńcy

Bajki robi się dzisiaj tak, żeby przyciągnęły do księgarń, kin i telewizorów także dorosłych. A bajkopisarstwo stało się sztuką bardzo bliską satyrze społecznej.

Shrek”, „Rybki z ferajny” czy najnowszy hit „Iniemamocni” to bajki o niesłychanym tempie, nafaszerowane akcją, z dialogami iskrzącymi komizmem, pełnymi politycznych i erotycznych aluzji.

– To po prostu utwory dla wszystkich obdarzonych poczuciem humoru – mówi dr Grzegorz Leszczyński, literaturoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego. – I żadna w tym nowość. Weźmy „Kubusia Puchatka” – mamy tam do czynienia z różnymi poziomami odczytań. Pseudofilozoficzne wywody Kłapouchego czy właściwa Królikowi obsesja postępowania ściśle według planu śmieszą właśnie dorosłych.

Twórczość dla dzieci programowo z dorosłych sobie pokpiwa i szydzi co najmniej od czasów tak zwanej rewolucji antypedagogicznej. W wydanej w 1975 r. „Antypedagogice” Ekkehard von Braunmühl, publicysta z Wiesbaden, dowodził, że wychowanie jest „fizycznym i psychicznym okaleczeniem wychowanków – małym mordem”. Zwolennicy ruchu nie szczędzili ostrych słów szkole i rodzinie: „System wychowawczy to gigantyczny z naukową pieczołowitością zbudowany i zorganizowany dom publiczny, w którym prostytuuje się dzieci i wmawia im się, że one same tego potrzebują”.

Rewolucja nie oszczędziła bajek. Dostało im się za nachalny dydaktyzm i nudę. – Zaczęły powstawać bajki antypedagogiczne, nazywane od nazwiska ich prekursora – Roalda Dahla – postdahlowskimi. Pokazywały one, że jedynym rzeczywistym i przerażającym zagrożeniem dzieciństwa są dorośli – tłumaczy Grzegorz Leszczyński.

Ale twórcy bajki robią się coraz bardziej bezceremonialni. Nie ma sfery życia, której nie obśmieją.

Polityka 52.2004 (2484) z dnia 25.12.2004; Społeczeństwo; s. 128
Reklama