Taktyka prezydenta ujawniła się wyraziście na ostatniej sesji Rady Warszawy, gdzie zarząd miasta dał wyraźnie do zrozumienia, że większych, a właściwie żadnych, nowych inwestycji nie planuje. W kuluarach sesji mówiono, że deficyt w stołecznym budżecie (w porównaniu do innych miast nie taki duży) jest dla prezydenta wygodnym pretekstem, aby postulować cięcia wydatków na nowe przedsięwzięcia, za które on sam musiałby już odpowiadać. Zresztą w postawie Kaczyńskiego jest jakaś uczciwość – jego po prostu najbardziej interesuje wykrywanie, kontrolowanie i wyciąganie konsekwencji.
Ostatnia sprawa miejskiej spółki Holding-Wars, w której wykryto niegospodarność, może służyć za model: oto nowy prezes spółki Jarosław Guzy (działacz prawicowego Klubu Atlantyckiego) wykrywa nadużycia dawnego kierownictwa firmy związanego z Platformą Obywatelską. Co prawda PO broni się przed tymi zarzutami, ale propagandowo stoi na straconej pozycji.
Z tak przyjętej strategii wynika cała polityka koalicyjna i kadrowa Lecha Kaczyńskiego. Jak dotąd głównym przeciwnikiem prezydenta jest Platforma Obywatelska, z którą Prawo i Sprawiedliwość tworzy, teoretycznie, lokalną koalicję. Kaczyński zwalcza PO we wszystkich dzielnicach. W warszawskim Wawrze mianował burmistrza z PiS, mimo że jego partia nie ma większości w radzie tej dzielnicy (burmistrza w końcu radni odwołali).
Krytykuje Kaczyński działaczy Platformy za poprzednią kadencję samorządu, chce wykazać, że podejmowali chybione decyzje personalne, że zatrudniali swoje rodziny, jak w Pałacu Kultury i Nauki, którym obecnie kieruje poeta (wcześniej związany z AWS, a teraz z PiS) Lech Isakiewicz. Prezydent wysłał do dzielnic specjalną „grupę ankietową”, która przepytuje pracowników samorządowych, jak się podoba im praca, czego chcą jeszcze dokonać itd.