Archiwum Polityki

Kocia metafizyka

W „Dryblingu Hidegkutiego”, wywiadzie-rzece, jaki z Bogumilem Hrabalem przeprowadził węgierski dziennikarz László Szigeti, czeski pisarz tak mówi o swojej miłości do kotów i jednocześnie genezie opowiadania „Auteczko”: „Koty, jeśli się ich nie trzyma w ryzach, potrafią urządzić takie piekło, jakby pan miał dwie kochanki i te kochanki przyszłyby w odwiedziny do pańskiej żony i wyłożyły karty na stół. To już lepiej humanitarnie zgładzić tę żonę czy kochankę, przynajmniej w duchu. Ale te koty musiałem zabić naprawdę, a to oskarżenie nie dotyczy tylko mnie, ale całego świata, bo napisałem tę książkę jako akt oskarżenia przeciw samemu sobie”.

„Auteczko” sześćdziesięciodziewięcioletni Hrabal – już wtedy uważany za jednego z najważniejszych współczesnych pisarzy – oparł na wydarzeniach ze swojej biografii. Dom w Kersku niedaleko Pragi twórca kupił w 1963 r. Jeździł tam odpoczywać, pracować, ale przede wszystkim wybierał się tam w odwiedziny do swoich ukochanych kotów. Ze zwierzętami był tylko ten problem, że mnożyły się one w zastraszającym tempie, trzeba było ten problem jakoś rozwiązywać, a tu pisarzowi przydawał się duży worek i obuch siekiery. Życie z gromadą czworonogów było nie do zniesienia, jeszcze trudniej było żyć Hrabalowi bez kotów, za to z poczuciem winy. Nic więc dziwnego, że potworny wypadek samochodowy, z którego cudem czeski pisarz się uratował, potraktowany został jako nieuchronna kara, ale i odkupienie popełnianych zbrodni.

W istocie bowiem „Auteczko” – opowieść często okrutna, ale i miejscami nasycona humorem – to historia nie tyle o kotach, ile o stanach duszy: miłości, przywiązaniu, porzuceniu, śmierci, cierpieniu i wyrzutach sumienia.

Polityka 10.2003 (2391) z dnia 08.03.2003; Kultura; s. 53
Reklama