Chciałoby się powtórzyć słowa poety o buncie, który się ustatecznia. Chciałoby się wierzyć w sens niepokornej postawy, która kiedyś za schyłkowego PRL porywała tłumy fanów, a potem musiała się zderzyć z realiami wolnego rynku, ekspansją tandety i głupotą nader licznych demokratycznie wybieranych polityków. Dziś dawni rockowi buntownicy są przeważnie szacownymi ojcami rodzin, ale, jak wszystko wskazuje, nie każdy z nich zapomniał, że wciąż ma coś ważnego do powiedzenia i nie każdy chce się wpisywać na listę wytwórców sezonowych hitów.
Dla większości z tych, którzy zaczynali kariery w epoce festiwali jarocińskich i nierzadko w latach 80. grali koncerty za skrzynkę piwa i dobre słowo organizatorów, III Rzeczpospolita wydawała się, przynajmniej na początku, szansą. Szybko jednak okazało się, że w nowych warunkach częściej wygrywa kompromis i konformizm niż jakkolwiek rozumiana artystyczna niezależność.
W 1991 r. Kazik Staszewski, lider zespołu Kult, wydał solową płytę „Spalam się”. Znalazła się na niej między innymi piosenka „Jeszcze Polska” ze słynną frazą „coście skurwysyny uczynili z tą krainą”, co stało się powodem zaskarżenia artysty przez jednego z posłów o obrazę hymnu narodowego. Rok później Paweł Kukiz został oskarżony przez polityków Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego o obrazę uczuć religijnych za piosenkę „ZChN zbliża się” śpiewaną na melodię kościelnej pieśni „Pan Jezus już się zbliża”, a traktującej o pijanym księdzu.
Staszewski musiał się tłumaczyć w prokuraturze. Ciągany po sądach Kukiz publicznie oświadczył, że nie ma nic przeciwko Kościołowi, zaś inkryminowana piosenka była czymś w rodzaju szkicu obyczajowego, który nie powinien być pochopnie uogólniany.