W 1999 r. wszystkie placówki ochrony zdrowia zostały w Polsce oddłużone przez Skarb Państwa, a już np. Akademickie Centrum Kliniczne w Gdańsku ma 170 mln zł nowego długu. Samym hurtowniom leków jest winne 80 mln zł. – Przejąłem olbrzymi garb po poprzednikach – dyrektor ACK Michał Mędraś próbuje się wytłumaczyć. – Pozostałe 40 mln zł to efekt wypłaconej pracownikom obligatoryjnej podwyżki, którą nakazał Sejm w formie tzw. ustawy 203, nie troszcząc się, skąd wziąć na to fundusze. Kolejne 40 mln wzięło się z niedoszacowanych kontraktów i kosztów utrzymania.
Podobnie jest w całej Polsce. Wszyscy dyrektorzy szpitali skarżą się, że mają koszty większe niż kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jako przykład podawany jest chętnie szpital kliniczny im. Barlickiego w Łodzi, do którego po majowych zamieszkach podczas Juwenaliów zwożono poranioną młodzież, a oddział NFZ, zamiast zapłacić za udzieloną pomoc, orzekł, że szpitalowi pieniądze się nie należą, bo wcześniej przekroczył przyznany w kontrakcie limit punktów! – Oto odpowiedź, skąd się bierze zadłużenie szpitali – podpowiada Jerzy Kurkowski, dyrektor Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach. – Ten system jest źle zorganizowany, w stopniu nieuzasadnionym uznaniowy i przy tym marnotrawny.
– Pięknie, a kto na tym traci? – kontruje Krzysztof Wojtas, prezes PGF Utica, największej w Polsce hurtowni leków dla szpitali. – Szpitale biorą od nas leki, wodę, gaz i nie obchodzi ich wcale, że nie dają nam za to pieniędzy. Na własny użytek dzieli dłużników na cztery grupy: – Z pierwszą, do której zaliczam setkę najlepszych szpitali, prowadzimy interesy bez obaw.