Archiwum Polityki

Czerwone oblicza białych twarzy

Jak pokazują najświeższe badania, amerykańskie środowisko akademickie masowo popiera demokratów. W poglądach politycznych idzie jednak dalej – skrajnie na lewo. Gdyby młodzież słuchała nauczycieli, Stany Zjednoczone już dawno byłyby największym socjalistycznym mocarstwem świata.

Amerykańskie uniwersytety są jednym z ostatnich miejsc na naszej planecie, gdzie można jeszcze spotkać prawdziwych marksistów. Niedawno Daniel Klein, profesor ekonomii z Santa Clara University, opublikował badania na temat partyjnej afiliacji profesorów dwóch wielkich kalifornijskich uniwersytetów – Berkeley i Stanford. Z badań wynika, że na uczelniach panuje, praktycznie biorąc, system jednopartyjny. Liczbowy stosunek demokratów i republikanów w Berkeley i Stanford wynosi w przybliżeniu 9:1 (podobne badania przeprowadzone przez Davida Horowitza na próbce 32 amerykańskich uczelni przyniosły wynik 10:1).

Sam Klein, niepozorny i bezpretensjonalny człowiek, którego łatwo można by wziąć za studenta, nie jest ani demokratą, ani republikaninem – politycznie jest zwolennikiem libertarianizmu, ideologii uznającej osobistą wolność jednostki za najwyższą wartość i głoszącej potrzebę ograniczenia interwencji rządu w codzienne życie obywateli. Wśród badanych przez siebie profesorów nie znalazł wielu ideowych pobratymców; na swą ankietę otrzymał 1005 odpowiedzi (67 proc. ciała pedagogicznego Berkeley i Stanford) i w grupie tej tylko jedna osoba zadeklarowała swą przynależność do Partii Libertariańskiej. Na wydziałach nauk społecznych i humanistycznych tych dwóch uczelni proporcja demokratów i republikanów była jeszcze bardziej zachwiana i wynosiła 16:1; wśród 37 antropologów i 27 socjologów nie odkrył Klein ani jednego republikanina, zaś pomiędzy psychologami (łącznie 75 pracowników naukowo-dydaktycznych) zaplątał się jeden republikanin. Podobnie rzecz się miała na innych humanistycznych wydziałach.

Statystyki są zastanawiające, ale co się w rzeczywistości za nimi kryje?

Polityka 22.2005 (2506) z dnia 04.06.2005; Świat; s. 56
Reklama