Na pierwszy apel Centrum Solidarności zgłosiło się ponad 40 osób. Dość trudno w tej grupie trafić na osobę, która nie skończyła żadnych studiów, chociażby licencjackich, albo nie próbuje skończyć. W nadziei, że zwiększy swoje szanse. Czasem nieco desperackiej, bo widać, jak różna jest wartość dyplomów.
W opowieściach przewijają się obrazki chałturzących wykładowców, nieogrzanych sal, które nie byłyby w stanie pomieścić połowy studentów, gdyby tylko ci pilnie uczęszczali na wykłady. Porównywalne są tylko kwoty czesnego. Technik mechanik zarabia na naukę jako ślusarz. Kończy licencjat w Sieradzu na kierunku praca socjalna. Inny rówieśnik „S” od poniedziałku do piątku po 13 godzin tyra w restauracji. Potem nie potrafi już myśleć. W weekendy studiuje. Powinien właśnie oddać pracę licencjacką. Tylko kiedy ma ją napisać?
Aleksandra Radlińska odpowiada mailem zza Oceanu, z Purdue w amerykańskim stanie Indiana. Urodziła się 31 sierpnia 1980 r. w Szczecinie, mieście, które miało własne porozumienia. Czasem słyszy od starszych, że jej pokolenie tamtych czasów nie pamięta. Jakby na przekór wylicza, co zapamiętała: „za duże rajstopy, bo tylko takie były, za mały dres, bo tylko taki był, liczenie motylków na kafelkach w sklepie mięsnym, bo długa kolejka...”. Gdy była w szkole podstawowej, rzeczywistość się zmieniła na bardziej atrakcyjną, więc nie było trudno się przystosować.
Szkołę podstawową zwieńczyła zwycięstwem w olimpiadzie historycznej. W czwartej klasie liceum ogólnokształcącego była stypendystką prezesa Rady Ministrów. Studia na Politechnice Szczecińskiej – Wydział Budownictwa i Architektury – ukończyła w maju 2004 r. Praca, którą napisali wspólnie z mężem Mateuszem, prócz dyplomów magistra inżyniera przyniosła im wyróżnienie ministra infrastruktury.