Kiedy powiesiła się W., uczennica szkoły podstawowej w Olszanicy Wielkiej, Piotr miał 7 lat. Pętlę zaczepiła na klamce. Taka śmierć wymaga determinacji. W każdej sekundzie życia jeszcze można wyprostować się i zdjąć pętlę z klamki. Przed W. powiesił się jeszcze jeden uczeń w tej szkole. Piotr był trzeci. Zrobił to jako 14-latek, uczeń gimnazjum.
Robert Cialdini, słynny amerykański psycholog, twierdzi, że samobójstwo jest zaraźliwe. Nauczyciele ze szkoły, w której zdarza się to co pewien czas, powinni uważać na to, co się mówi, co się robi. Samobójstwo jest jak zasiane złe ziarno, nigdy nie wiadomo, kiedy znów wzejdzie.
W takiej szkole, zwłaszcza w takiej, nauczyciele nie powinni zwalczać się i nienawidzić. Między niesnaskami wśród nauczycieli a tym, że dziecko szykuje sobie pętlę i miejsce, gdzie zaczepić sznur (umierając jeszcze przed śmiercią, ze strachu i rozpaczy, że to zrobi), może nie być związku. Ale równie dobrze – może być.
Ojciec.
W piątek po lekcjach Piotr poszedł do kościoła do spowiedzi przed bierzmowaniem i wziął od księdza karteczkę z potwierdzeniem, że spowiedź jest zaliczona. Pokazał ją ojcu. Ojciec dojeżdżał latami do pracy w pobliskim Lesku. Jest ślusarzem, ma rentę i trochę własnej ziemi przy domu. Pracowity. Głowa rodziny w starym stylu. Przy nim opiekuńcza matka podporządkowana rodzinie.
Trzech swoich synów trzymał krótko. Odwoził i przywoził ze szkoły samochodem, choć to wcale nie jest aż tak daleko. W domu – odrabianie lekcji, to najważniejsze. Nie bił. Po prostu surowy i wymagający.
Pani od polskiego.
Ojciec uważa, że wychowawczyni Piotra, polonistka, dopisała mu po jego śmierci piątkę do ocen.