Nikt nie wie, co kierowało Arielem Szaronem, kiedy odwrócił się plecami do własnej partii – Likudu, kiedy stworzył listę wyborczą Kadimy (Naprzód) i zapowiedział nową epokę w polityce Izraela. Prawdopodobnie myślał, że w istniejących skostniałych strukturach nigdy nie zdoła zrealizować swoich zamierzeń. Ale prawdziwie nowa epoka zaczyna się teraz, gdy wylew krwi do mózgu wyeliminował go z gry, zanim zdążył sprecyzować stanowisko polityczne nowej partii i ustalić jej wewnętrzną hierarchię.
Kadimę zarejestrowano zaledwie 24 godziny przed tym, gdy karetka pogotowia przewiozła premiera z jego farmy hodowli owiec na oddział intensywnej terapii jerozolimskiego szpitala Hadasa. Tym samym nowo narodzona, a już osierocona partia została nie tylko bez ojca, ale także bez władz i bez programu działania, który należy przedstawić narodowi, aby 28 marca mógł wybrać nowy parlament, a w konsekwencji nowy rząd.
Kiedy w nocy z 5 na 6 stycznia Szaron leżał na stole operacyjnym, doradca prawny rządu zawiadomił wicepremiera i ministra finansów Ehuda Olmerta, iż w myśl ustawy musi natychmiast przejąć obowiązki p.o. szefa gabinetu. Niemal równocześnie służby bezpieczeństwa otoczyły jego prywatne mieszkanie gęstym pierścieniem ochrony, a nazajutrz jechał już opancerzonym samochodem premiera na posiedzenie rządu. Tam ministrowie i posłowie Kadimy pospieszyli oświadczyć, iż udzielą mu pełnego poparcia; że nieobecność Szarona nie doprowadzi na górze do wojny o władzę i że ani na minutę nie powstanie w Jerozolimie polityczna próżnia. Oświadczenie wstrzymało spadek kursów na giełdzie stanowiącej najczulszy barometr nastrojów.
Popularna izraelska piosenka przedstawiała Ariela Szarona jako tego, który nigdy nie zatrzymuje się na czerwonym świetle.